Szczecinianie na fali
Oba zespoły znają się doskonale, a lepsze wspomnienia z ostatnich starć mają sopocianie, którzy najpierw w 2024 roku dokonali wręcz niemożliwego w finale Orlen Basket Ligi, wygrywając trzy z rzędu spotkania, podczas gdy już przegrywali w serii 1:3 i zdobyli pierwszy od 16 lat złoty medal Mistrzostw Polski.W poprzednim sezonie w fazie play-off drużyny stoczyły boje na etapie ćwierćfinału i ponownie górą byli żółto-czarni (w serii 3:1). Dla Kinga Szczecin zajęcie dopiero 7.miejsca w lidze było dość dużym rozczarowaniem, biorąc pod uwagę występy w poprzednich kampaniach (oprócz ww. wicemistrzostwa, drużyna z Pomorza Zachodniego w sezonie 2022/2023 wywalczyła historyczny triumf w elicie).
Po niepowodzeniach w decydujących momentach wiosną 2025 roku w klubie doszło do wielu zmian. Przede wszystkim dokonano roszady na stanowisku trenera - Arkadiusza Miłoszewskiego zastąpił Maciej Majcherek, asystent w sztabie tego pierwszego.
Ponadto, sprowadzono na "stare śmieci" Tomasza Gielo. Uczestnik Eurobasketu wrócił do swojego rodzinnego miasta po 15 latach przerwy. Skrzydłowy stanowi trzon drużyny wraz z Jovanem Novakiem, Przemysławem Żołnierewiczem i Mateusza Kostrzewskim, wsparty sprowadzonymi jeszcze latem Nemanją Popoviciem czy Anthony'm Robertsem.
Mieszanka rutyny i doświadczenia radzi sobie całkiem nieźle na starcie rozgrywek - poza jedną wpadką z Energą Czarni Słupsk (76:101), jak dotąd żadna drużyna w lidze nie znalazła sposobu na nich w lidze (a próbowali m.in. Stal Ostrów Wielkopolski, Anwil Włocławek, Zastal Zielona Góra, Śląsk Wrocław i Dziki Warszawa), dzięki czemu zajmują 2.lokatę w tabeli.
- King to bardzo mocna drużyna. Są już zgrani, gdyż udało im się zatrzymać kilku zawodników z zeszłego sezonu. Ponadto dołączył do nich Tomek Gielo, który poprzednie lata spędził w mocnych ligach europejskich, takich jak hiszpańska. Widać, że w zespole jest duża chemia, ale my musimy skupić się na sobie. Chcemy odnaleźć rytm w naszej grze i to będzie najważniejsze – uważa Jakub Pendrakowski.
Zadyszka Trefla
Przed sopocianami trudne zadanie, zwłaszcza że sami ostatnio stracili formę - od przegranych Derbów Trójmiasta (83:85) nie potrafią zdobyć dwóch "oczek" w lidze.Mało tego, w środku tygodnia ponieśli dość dotkliwą klęskę z BC Kalev/Cramo w ostatniej serii gier pierwszej rundy FIBA Europe Cup (83:101). Co prawda nie miała ona większego znaczenia, ponieważ i tak drużyna awansowała do dalszej fazy z pierwszego miejsca w grupie, ale bardziej mogą martwić jej dość duże rozmiary.
TREFL SOPOT NA POCZĄTKU LISTOPADA
GTK Gliwice (d) - 97:61
Neftchi IK (w) - 92:81
Arka Gdynia (d) - 83:85
Absherion Lions (w) - 98:78
MKS Dąbrowa Górnicza (w) - 93:81
BC Kalev/Cramo (d) - 101:83
W klubie jednak nie szukają na siłę powodów do zmartwień, a z pewnością dla koszykarzy potrzebna będzie mała chwila wytchnienia po tak intensywnym okresie i grą na "dwóch frontach" - będzie to ostatnie spotkanie przed przerwą reprezentacyjną na przełomie listopada i grudnia.
W niej kadra prowadzona przez Igora Milicicia stoczy dwa boje w ramach eliminacji do MŚ 2027 - 28.11. z Austrią na Polsat Plus Arenie w Gdynia oraz 1.12 z Holandią. Choć do szerokiej kadry zostali powołani trzej gracze Trefla (Mikołaj Witliński, Jakub Schenk oraz Szymon Zapała), to jednak nie zmieścili się oni w 15-osobowym składzie.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło i kilka dni odpoczynku pozwoli drużynie złapać oddech przed kolejnymi wyzwaniami, tym bardziej że już w grudniu rozpocznie się druga faza grupowa FIBA Europe Cup. Z kronikarskiego obowiązku należy wspomnieć, że drużyna Mikko Larkasa zmierzy się z Murcią (Hiszpania), Rostockiem (Niemcy) oraz Falco-Vulcano Energia KC Szombathely (Węgry)
TERMINARZ SPOTKAŃ TREFLA W DRUGIEJ RUNDZIE FIBA EUROPE CUP
Rostock (w) - 10.12.
Murcia (d) - 17.12.
Szmbathely (d) - 14.01.
Rostock (d) - 20.01.
Murcia (w) - 03.02.
Szombathely (w)- 11.02.
Trefl liderem OBL!
Początek spotkania lepiej układał się dla gospodarzy - dobrze dysponowany był Goins, który wyprowadził drużynę na znaczne prowadzenie za sprawą dwóch "trójek" z rzędu w 4.minucie - (9:4 i 12:4). Potem swoje dołożył Addae-Wusu. Rzucający obrońca aktywnie funkcjonował pod koszem rywali i dwukrotnie celnie rzucił z rzutów wolnych oraz popisał się jednym lay-up'em (16:11).Gospodarze świetnie spisywali się w defensywie - z wielkim trudem koszykarze ze Szczecina znajdowali miejsce do rzutu na połowie sopocian, a w połączeniu z dobrą organizacją gry w ofensywie Trefla, nic dziwnego, że pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 25:13.
Goście nadal mieli problemy ze zdobywaniem "oczek"- albo próbowali przepychać się pod obręczą, albo szukali szczęścia z dystansu. Nadaremnie. W 15.minucie Trefl zyskał już 17-punktową przewagę po dwóch rzutach zza linii 6.75 Schenka oraz Goinsa (38:21).
W jakim elemencie żółto-czarni przeważali? Skutecznością zza łuku (7-2). Dość powiedzieć, że dopiero w 17.minucie koszykarze Kinga drugi raz dopisali do swojego dorobku trzy punkty po jednym rzucie (Gielo - 40:28), tylko co z tego skoro po chwili skuteczną ripostą popisał się Addae-Wusu (43:28).
Nowy nabytek grał jak szalony na parkiecie Ergo Areny i w pojedynkę dawał lekcję basketu rywalom, którzy dopuszczali się do prostych błędów - np. na 20 sekund przed rozpoczęciem przerwy Roach, naciskany przez ww. Amerykanina popełnił błąd kozłowania na własnej połowie, a chwilę później on sam zdobył ostatnie punkty przed zejściem na przerwę (50:30).
Szczecinanie mocno weszli w trzecią kwartę. 0-6 - taką serię punktową zanotowali między 21. a 25.minutą (50:36). Gospodarze szybko zbili z rytmu rywali za sprawą dwóch "trójek" Goinsa (58:40).
Potem inicjatywę w ofensywie przejęli Scruggs, Cowels oraz Kacinas, który drugi raz popisał się rzutem z dalszej odległości i w 28.minucie prowadzili 19 "oczkami" (65:46). Przed decydującą partią dystans zmniejszył nieco Kostrzewski (65:47).
Tym razem po wznowieniu gry sopocianie nie zdrzemnęli się, a zwłaszcza aktywny w ofensywie Scruggs (70:49), ale od 34.minuty większą inicjatywą popisywali się goście ("trójki" Żołnierewicza, Novaka czy Gielo) i odrobili blisko połowę strat (79:66).
Trener Larkas cierpliwie czekał na rozwój wydarzeń i nie poprosił o time-out w przeciwieństwie do szkoleniowca Kinga, którzy zaprosił na rozmowę swoich podopiecznych na 120 sekund przed końcem meczu. Po niej Trefl musiał sobie radzić bez Zapały, który popełnił piąty faul osobisty i - zgodnie z zasadami - zszedł z parkietu.
Tymczasem goście nadal nacierali (79:70), ale sprawy w swoje ręce wziął Witliński i na 40 sekund przed syreną wyprowadził drużynę ponownie na dwucyfrowe prowadzenie (83:70). Z tak dużym "buforem bezpieczeństwa", żółto-czarni spokojnie dowieźli zwycięstwo - losy rywalizacji ustalił Addae-Wusu jednym rzutem wolnym (84:74).
Trefl Sopot - King Szczecin 84:74
Komentarze (0)