W nocy z 18 na 19 października ok godz. 23:00 na remontowanym odcinku S7, doszło do zderzenia 21 pojazdów, w tym 18 osobówek i 3 ciężarówek. Łącznie podróżowało nimi 56 osób. Zginęła czwórka dzieci, a kilkanaście osób zostało rannych i trafiło do szpitali.
Decyzja ws. aresztowania Mateusza M.
Prokuratura zaraz po tragicznym wypadku złożyła do sądu w Gdańsku wniosek o aresztowanie domniemanego sprawcy. Sąd oddalił wniosek, argumentując, że Mateusz M. Ma tu rodzinę, stałe miejsce zamieszkania oraz prowadzi firmę. Zadecydował jednocześnie, że 37-latek musi codziennie stawiać się na komisariacie w celu meldunku.Z decyzją tą nie zgodziła się prokuratura, która złożyła stosowne zażalenie. W czwartek, 7 listopada zapadła ostateczna decyzja co do losu podejrzanego sprawcy.
Sąd Okręgowy w Gdańsku podtrzymał decyzję sądu pierwszej instancji, co oznacza brak aresztu dla Mateusza M. Zwiększył natomiast środek zapobiegawczy orzekając, że mężczyzna ma wpłacić 100 tys. zł poręczenia majątkowego.
Sąd uważa, że zażalenie prokuratury nie było uzasadnione, ponieważ, jak twierdzi, do tej pory nie przesądzono czy charakter czynu Mateusza M. był umyślny czy nieumyślny. A to ma mieć duże znaczenie, jeśli mowa o odpowiedzialności karnej.
Prokuratura obawia się mataczenia w śledztwie. Sąd jednak jest innego zdania. Podejrzany nie może skontaktować się ze świadkami wypadku, ponieważ nie zna ich tożsamości. Co więcej, większość z nich została już przesłuchana. Ponadto, zabezpieczono już dowody, więc nie ma możliwość wpłynięcia na przebieg dowodowego postępowania. Powyższe kwestie są wystarczającymi, do podtrzymania pierwotnej decyzji o zastosowaniu wolnościowych środków zapobiegawczych wobec podejrzanego sprawy karambolu na S7.
Sprawca karambolu na S7 z zarzutami
Przypomnijmy, że Mateusz M. usłyszał już zarzuty spowodowania katastrofy w ruchu lądowych, w wyniku której cztery osoby zmarły a kilkanaście zostało poszkodowanych. Grozi mu od 3 do 15 lat pozbawienia wolności.Podejrzany nie przyznaje się do winy.
Mateusz M. przeprasza i prosi o wybaczenie
28 października pisaliśmy, że Mateusz M. wraz ze swoją żoną udzielili krótkiego wywiadu, w którym oboje prosili o wybaczenie.
– Głuchy dźwięk rozbijanych aut, jedno za drugim. Oczywiście, że nikomu nie chciałem krzywdy zrobić. Sam przed sobą nie jestem w stanie tego wytłumaczyć. Nie wiem, co się zadziało - powiedział kierowca tira w rozmowie z reporterką Faktów TVN.
Sytuacja jest o tyle nie zrozumiała, że po przeprosinach i prośbie o wybaczenie można wnioskować, że 37-latek czuje się winny całego zdarzenia. Mimo to nie przyznał się do zarzucanego mu czynu.
O wybaczenie poprosiła także żona, pani Anna.
– Nasza córka jest w wieku tamtych dzieci i patrząc na nią nawet, od razu myślimy o nich. My jesteśmy rodzicami, którzy też pochowali dziecko, i wiem, że nie ma takich słów, które przyniosą ulgę. Być może kiedyś znajdą w sobie tyle siły, żeby spróbować w pewnym sensie nam wybaczyć – mówiła pani Anna, żona Mateusza M. w rozmowie z dziennikarzami.
Mateusz M. tego tragicznego dnia w ogóle nie miał ruszać w trasę. Chciał ułatwić pracę nowemu pracownikowi. Niestety, wydarzyła się tragedia.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.