Ban, który nie istniał w praktyce
Przypomnijmy: W maju 2025 roku Lechia Gdańsk decyzją Komisji Odwoławczej ds. Licencji Klubowych PZPN przyznała ostatecznie licencję biało-zielonym na grę w Ekstraklasie w sezonie 2025/2026 (za pierwszym razem organ wniosek odrzucił ze względu na brak wiarygodnej prognozy finansowej, a potem wyszły na jaw kolejne problemy związane z wypłacaniem pensji dla zawodników).Nie obyło się jednak bez sankcji na dwóch polach: sportowym (-5 punktów w następnej kampanii) oraz transferowym (zakaz transferowy, czyli brak możliwości pozyskiwania nowych zawodników latem).
Tyle że to drugie "embargo" w ogóle... nie istniało, bo w zasadzie ograniczało się do jednej rzeczy - zanim biało-zieloni dokonali transakcji za konkretnego piłkarza musieli za każdym razem udowodnić organowi dyscyplinarnemu, że nie mają żadnych zaległości finansowych.
- Na podstawie pkt. 6.2.4 lit. b i c Podręcznika Licencyjnego dla Klubów Ekstraklasy na sezon 2025/2026, nałożyć na klub zakaz transferowy z jednoczesnym ograniczeniem możliwości uprawniania wszystkich nowych zawodników na czas do końca sezonu 2025/2026, z zastrzeżeniem możliwości zwrócenia się do Organów Licencyjnych o zgodę na dokonanie pojedynczych transferów. - czytaliśmy w komunikacie
Czy znacie drugi taki zespół, który nie mając praw do przeprowadzania transferów, zrobił ich aż sześć? W okresie "banicji" do Trójmiasta przybyli Alvis Jaunzems, Matus Vojtko, Mohammed Awad Alla, Maksym Diaczuk, Dawid Kurminowski czy Alex Paulsen.
Pod koniec okna transferowego (28 sierpnia) Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu przy Polskim Komitecie Olimpijskim – po rozpatrzeniu odwołania Lechii Gdańsk od decyzji Polskiego Związku Piłki Nożnej – postanowił zawiesić obowiązujący do tej pory zakaz transferowy.
W rezultacie Klub mógł już swobodnie działać w zakresie pozyskiwania zawodników, dzięki czemu bez większych problemów udało się zarejestrować do gry w PKO BP Ekstraklasie Kyryła Paszko oraz Mateja Rodina, Aleksandra Cirkovicia czy Bartłomieja Kłudkę.
Lechia nadal "czerwoną latarnią" ligi
Ten sam organ miał 9 września rozpatrzyć kolejny wniosek złożony przez biało-zielonych dot. ujemnych "oczek", ale decyzję odroczono do 17 września. Warto wspomnieć, że drużyna potrzebowała ponad miesiąca, żeby zredukować "dług" punktowy, a stało się to konkretnie po wygranych derbach Trójmiasta (1:0). Z kolei na "plus" (3 "oczka") wyszli kilka dni temu, dzięki wiktorii nad GKS-em Katowice (2:0).TABELA EKSTRAKLASY PRZED WERDYKTEM PKOL-u
I - jak się okazało - sytuacja w tabeli nie ulegnie zmianie, bowiem Trybunał odrzucił odwołanie Lechii Gdańsk ws. przywrócenia utraconego dorobku punktowego na początku kampanii 2025/2026.
- W pozostałym zakresie Trybunał oddalił skargę klubu Lechia Gdańsk, uznając za w pełni zasadne zastosowanie środka kontroli w postaci odjęcia 5 (pięciu) punktów w sezonie rozgrywkowym 2025/2026. W uzasadnieniu podkreślono, że środek ten jest proporcjonalny do skali stwierdzonych naruszeń i realizuje funkcję prewencyjną.
Dobrą wiadomością z kolei jest skrócenie zakazu transferowego (który tak naprawdę nie istniał, co napisałem wyżej).
- Powyższe środki pozostają w mocy do dnia 17 września 2025 roku.
Afera ukraińska
Wokół klubu i tak wciąż jest mnóstwo kontrowersji. Ostatnio na tapecie znalazła się sprawa niedoszłego transferu biało-zielonych. Latem szeregi trójmiejskiej drużyny miał zasilić Witalij Roman. Choć Ukrainiec trenował z zespołem przez kilka tygodni, nie można było oficjalnie ogłosić sprowadzenia nowego nabytku, ponieważ na przeszkodzie stawały sprawy "papierkowe".
- Aby zawodnik mógł być zgłoszony do jakiegokolwiek europejskiego klubu, PZPN musiał otrzymać międzynarodowy certyfikat transferowy (ITC) Witalija Romana. Żeby ten proces był możliwy, Lechia musiała złożyć odpowiedni wniosek w systemie FIFA TMS, ale tego nie zrobiła. W efekcie ITC zawodnika wciąż znajduje się w Ukraińskim Związku Piłki Nożnej. Ruch cały czas był w kontakcie z klubem i agentem piłkarza, wysyłał im oficjalne pisma. - tłumaczy dyrektor sportowy Ruchu Lwów, czyli pracodawcy zawodnika Wolodymyr Łapicki w rozmowie z klubowym portalem
Gdy sprawa zaczęła się komplikować, a czasu do zakończenia letniego okienka transferowego pozostało niewiele, klub zdecyował się zrezygnować z usług lewego obrońcy (mogącego również grać po drugiej stronie boiska) na rzecz Bartłomieja Kłudki. Ten "last minute" transfer nieco przyćmił - jak się okazało - bardzo chamską postawę biało-zielonych względem lwowian.
- Po pewnym czasie Lechia ponownie zwróciła się do Ruchu, z ofertą rocznego wypożyczenia Witalija Romana za 350 tysięcy euro, z obowiązkiem wykupu po zakończeniu sezonu za kolejne 350 tysięcy euro. Po spotkaniu z Połtawą (1 sierpnia - przyp.red) podpisaliśmy umowy transferowe z Lechią, w których zapisano, że klub zobowiązany jest dokonać pierwszej wpłaty za wypożyczenie do 18 sierpnia 2025 roku. Rozumiejąc ryzyko, właściciel Ruchu nalegał, aby w umowie zawrzeć kary finansowe w przypadku niewywiązania się Lechii z warunków transferu. [...] Witalij Roman stałby się piłkarzem Lechii dopiero wtedy, gdyby na konto Ruchu wpłynął pierwszy przelew za wypożyczenie. Ale to nie nastąpiło w wyznaczonym terminie.
Co zrobiła Lechia? Nic.
- Zgodnie z warunkami kontraktu, ostatnią datą, w której Lechia była zobowiązana dokonać płatności, był 8 września, dzień zamknięcia okna transferowego w Polsce. Gdyby tego nie zrobiła, Ruch straciłby możliwość sprzedaży Witalija Romana do innego klubu, w efekcie zawodnik zostałby w Ruchu, a Lechia nie mogłaby go zgłosić. Dlatego w umowie wpisana była kara finansowa za niedotrzymanie warunków w wysokości 100 tysięcy euro. Dziś mamy 11 września (tego dnia przeprowadzono rozmowę - przyp.red.), a Lechia nie przelała żadnych pieniędzy - ani za wypożyczenie piłkarza, ani tytułem kary umownej.
Lwowianie nie mają zamiaru siedzieć bezczynnie.
- Domagamy się jak najszybszego powrotu naszego zawodnika oraz wypłaty odszkodowania za niedotrzymanie warunków transferu w ciągu 10 dni. Jeśli to się nie wydarzy, Ruch zwróci się do odpowiednich organów FIFA i UEFA, aby osiągnąć swój cel i ukarań Lechię za jej nieprofesjonalizm.
Zwykle powinniśmy przedstawiać - dla zachowania równowagi - optykę drugiej strony sporu. Lechia zarzeka się, że zrobiła "wszystko zgodnie z prawem", tyle że to tylko ich nieoficjalne stanowisko, ponieważ publicznie nie mają zamiaru odnosić się do zarzutów. Strategia komunikacyjna polegająca na chowaniu głowy w piasek może i jest słuszna w tym przypadku, tyle że jeszcze kilka dni temu prezes klubu potrafił opowiadać przedstawicielom mediów różne anegdoty z transferowych "przygód"...
Komentarze (0)