2 maja 1994 roku PKS Gdańsk realizował sobotni rozkład jazdy. Na ulice województwa wyjechało mniej pojazdów, a w tych autobusach co kursowały, panował spory ścisk. Tego dnia kierowca Jerzy Marczyński miał zrealizować jedynie dwa kursy popołudniowe relacji Gdańsk – Kartuzy – Zawory i Zawory – Kartuzy – Gdańsk. Mężczyzna prowadził 11-letni autobus Autosan H9-21. Pod koniec 1993 roku pojazd przeszedł kapitalny remont.
Feralny kurs rozpoczął się o godzinie 17.50 w Zaworach nad Jeziorem Kłodno, chętnie odwiedzanym przez mieszkańców Gdańska. Teoretycznie Autosan H9-21 mógł przyjąć 51 osób, w tym 39 na miejscach siedzących, a 12 – stojących. Jednak już w miejscowości Chmielno autobus był pełny pasażerów, zaś Kartuz wyjechał przepełniony. Stan ten jednak, mimo że naruszał przepisy przewozowe, był normą na liniach podmiejskich.
Według dokumentów sądowych, po wyjeździe z Kartuz kierowca nie planował już zabierać kolejnych osób. Zdecydował się jednak zabrać dwie osoby z przystanku w Żukowie i kolejne osiem na przedostatnim przystanku tuż przed wjazdem do Gdańska. Łącznie w autobusie znajdowało się aż 75 osób, o 24 więcej niż powinno.
Wyprzedzanie zakończone tragedią
Niemal punktualnie o godzinie 19.00 na prostym odcinku drogi nr 219 (obecnie droga krajowa nr 7), 500 metrów przed przystankiem w Gdańsku Kokoszkach doszło do tragicznego wypadku.
Grafika: Discovery Channel
Katastrofa wydarzyła się na prostej drodze o dopuszczalnej prędkości maksymalnej 50 km/h, przy dobrych warunkach atmosferycznych. Kierowca przepełnionego autobusu zdecydował się na manewr wyprzedzania ciężarówki. Autobus, zdaniem śledczych, jechał z prędkością około 60 km/godz., a zdaniem kierowcy 40–45 km/godz. W momencie powrotu na prawy pas doszło do pęknięcia prawej przedniej opony. Spowodowało to niekontrolowane zniesienie autobusu na pobocze.
- Pamiętam potężny huk. Widziałam jeszcze, jak kierowca szarpie się z kierownicą, ta jednak wyrywa mu się z rąk. Wtedy zapadłam w ciemność – wspominała jedna z pasażerek cytowana przez Dziennik Bałtycki.
Autobus z dużą prędkością uderzył w przydrożne drzewo, które wbiło się w konstrukcję pojazdu na 4 metry.
Ratowali kierowcy i pasażerowie
Jako pierwsi na pomoc poszkodowanym ruszyli przejeżdżający kierowcy oraz pasażerowie, którym udało się nie odnieść większych obrażeń. Pierwszy zastęp straży pożarnej dojechał z Żukowa po około dwudziestu minutach. Łącznie na miejsce przyjechało aż 26 karetek pogotowia z Trójmiasta, Kartuz i Kościerzyny.
Wizualizacje wypadku. Grafika: Discovery Channel
Na miejscu lekarze stwierdzili 25 zgonów, w transporcie do szpitali zmarły dwie osoby, kolejne trzy podczas nadchodzącej nocy. Po tygodniu ostateczny bilans wzrósł do 32 zabitych i 43 rannych – wielu wyszło z wypadku z ciężkimi obrażeniami.
Proces i wyroki
Wyjaśnianie sprawy oraz proces trwały pięć lat. W styczniu 1999 roku sąd skazał kierowcę autobusu za umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy i nieumyślne jej spowodowanie na karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata.Skazani zostali też pracownicy PKS Gdańsk. Okazało się bowiem, że autobus nie był w najlepszym stanie technicznym. Śledczy podważyli stan ogumienia, który w tym pojeździe był fatalny, zaś hamulce biegli uznali za niesprawne.
Za dopuszczenie autobusu do ruchu mistrz stacji obsługi został skazany na karę jednego roku pozbawienia wolności, a zastępca dyrektora do spraw technicznych – na karę 10 miesięcy pozbawienia wolności. Obie kary były zawieszone na okres próby wynoszący 2 lata.
Pomnik Ofiar Katastrofy Autobusowej w Kokoszkach, Fot. GDZiZ
[news:1105623]
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.