Tragiczny koniec samotnego rejsu po Bałtyku
Bałtyk po raz kolejny pokazał swoje niebezpieczne oblicze. 37-letni żeglarz, który samotnie wypłynął na rejs jachtem Chimarea, zaginął pod koniec września na Zatoce Puckiej. Ostatni raz kontaktował się z bliskimi 25 września, informując, że planuje powrót do jednego z trójmiejskich portów. Następnego dnia ślad po nim zaginął.
Wkrótce po zgłoszeniu wszczęto szeroko zakrojoną akcję poszukiwawczą. Przez kolejne dni w rejonie Rybitwiej Mielizny trwały intensywne działania ratowników. Niestety, po ponad tygodniu nadzieja na szczęśliwe zakończenie prysła.
Poszukiwania na Zatoce Puckiej trwały dniami i nocami
Do akcji natychmiast ruszyły jednostki Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa (SAR), Morskiego Oddziału Straży Granicznej, policji i Ochotniczych Straży Pożarnych z nadmorskich miejscowości.
Na miejscu działały także statki ratownicze Sztorm, Wiatr, BSR Władysławowo oraz śmigłowiec. Przeszukiwano wody i wybrzeże w rejonie Osłonina, Rewy i Rybitwiej Mielizny, gdzie odnaleziono wcześniej dryfujący jacht Chimarea.
Warunki pogodowe nie sprzyjały ratownikom — silny wiatr i niska temperatura utrudniały prowadzenie akcji. Mimo to poszukiwania prowadzono bez przerwy, także po zmroku.
Ciało odnaleziono w rejonie Rybitwiej Mielizny
4 października, po ponad tygodniu intensywnych działań, ratownicy natrafili na ciało mężczyzny. Znajdowało się ono w rejonie Rybitwiej Mielizny, niedaleko miejsca, gdzie dryfował jacht.
Tożsamość zmarłego została potwierdzona przez służby. Wraz z tym komunikatem zakończono akcję poszukiwawczą.
Kaszubska Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza, która od 1 października wspierała działania na Zatoce Puckiej, poinformowała o tragicznym finale w mediach społecznościowych.
„Zatoka Pucka oddała ciało żeglarza. Rodzinie składamy najszczersze wyrazy współczucia” – napisali ratownicy.
Wspólne działania służb i ogromne zaangażowanie
W akcji udział wzięło kilkadziesiąt osób i liczne jednostki. Ratownicy dziękowali wszystkim, którzy włączyli się w poszukiwania — zarówno służbom, jak i prywatnym żeglarzom, którzy zaoferowali pomoc.
„Każdemu z osobna dziękujemy za wsparcie i gotowość do działania w tych trudnych chwilach” – przekazała Kaszubska Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza.
Słowa wdzięczności skierowano m.in. do grup GPRM ŚLAD, WOPR Wejherowo, OSP Choczewo oraz wolontariuszy z okolicznych miejscowości.
Służby badają przyczyny tragedii
Na miejscu pracują policja i prokuratura. Śledczy wyjaśniają okoliczności, w jakich doszło do wypadku.
Nieoficjalnie mówi się, że żeglarz mógł wypaść za burtę w wyniku pogorszenia pogody lub nagłego podmuchu wiatru. Samotne rejsy na Bałtyku, choć popularne wśród doświadczonych żeglarzy, wiążą się z ogromnym ryzykiem.
Eksperci przypominają, że morze potrafi być nieprzewidywalne, a nawet drobna awaria lub zmiana pogody może doprowadzić do tragedii.
Przestroga dla wszystkich miłośników morza
Historia żeglarza z jachtu Chimarea jest bolesnym przypomnieniem, że nawet doświadczeni żeglarze nie są w stanie całkowicie przewidzieć siły natury.
Służby apelują, by przed każdym rejsem dokładnie sprawdzać prognozy, zadbać o środki bezpieczeństwa, kamizelki ratunkowe i utrzymywać stały kontakt radiowy z lądem.
Komentarze (0)