Janusz Kupcewicz patrzy z góry i pozdrawia
Z racji tego, że spotkanie odbyło się w Mikołajki, Arka Gdynia przygotowała małe "prezenty" dla kibiców przed startem rywalizacji z Motorem Lublin.O godz. 11:15 oficjalnie plac przed Stadionem Miejskim otrzymał nazwę im. Janusza Kupcewicza i tym samym zmienił się adres obiektu GOSiR - w myśl tej koncepcji teraz gdynianie rozgrywają mecze przy Placu Janusza Kupcewicza 1.
Przypomnijmy: We wrześniu klub wraz ze Stowarzyszeniem Kibiców Socios Arka Gdynia zwrócili się z prośbą do magistratu o uhonorowanie w taki sposób piłkarza, który zdobył z ekipą z Trójmiasta m.in. pierwsze trofeum w jej historii - Puchar Polski w 1979 roku.
- Odbywać się będzie również kwesta na rzecz "Żółto-Niebieskiego Mikołaja". To wspaniała akcja kibiców, która odbywa się po raz 21. Będą także trzy punkty DKMS w ramach projektu "Arka znaczy zdrowie" i kontynuacji działań prozdrowotnych, tym razem dla chętnych dawców szpiku. Będzie możliwość zarejestrowania się w bazie. Pokazy ratownictwa dzięki naszemu sponsorowi - Centrum Ratownictwa, a przed samym meczem występ Miriam na skrzypcach elektrycznych. Na trybunie rodzinnej znajdziemy stanowisko VII Gdyńskiej Drużyny Harcerskiej, bramki celnościowe oraz boisko do gry, a także stanowisko dla dzieci "Amazonii" - mówił Tomasz Rybiński, rzecznik prasowy Arki Gdynia.
Zapomnieć o Rakowie i nie spaść poniżej 16.miejsca
Żółto-niebiescy chcieli - jak widać - z przytupem zakończyć jesień 2025. Jak wypadli w niej piłkarze Arki pod wodzą Dawida Szwargi? Odpowiedzi już na przedmeczowej konferencji udzielił sam zainteresowany.
- Naszym największym problemem był brak powtarzalności i brak zwycięstw na wyjeździe. Uważam, że mieliśmy dobre, duże mecze domowe. Kilka takich zwycięstw, które na pewno pozostaną w mojej pamięci na dłuższy okres czasu. Natomiast przez pryzmat tego, co wyrabialiśmy w delegacji, no to nie można tej rundy ocenić jako dobrej czy pozytywnej. Punktowo to wygląda za słabo, a wystarczyło wygrać już jeden mecz na wyjeździe i bylibyśmy na 10. miejscu.
Rzeczywiście, jest duży ścisk w dolnej części tabeli PKO BP Ekstraklasy i ta "winda" może pojechać bardzo mocno w górę, albo w dół - wygrana może wywindować zespół właśnie na 10.lokatę (pod warunkiem korzystnych wyników z innych boisk), a przegrana - w najgorszym razie - nie tylko do strefy spadkowej, a nawet na ostatnie miejsce.
TABELA PRZED ROZPOCZĘCIEM 18.KOLEJKI (źródło: 90minut.pl)
Motywacji zawodnikom nie brakuje, tym bardziej że w lidze (bo w Pucharze Polski już Arkowcy się zrewanżowali, pokonując ich w dogrywce 1:0) mają pewne rachunki do wyrównania z drużyną Mateusza Stolarczyka. Obie ekipy spotkały się już w tym sezonie elity (przypomnijmy - gramy jedną kolejkę rundy wiosennej "awansem") i górą byli lubinianie na własnym terenie (0:1)
Fight Club Gdynia
Ponadto, dobrze byłoby zmazać plamę po nieudanym spotkaniu z Rakowem Częstochowa (1:4), po którym emocje zaczęły się udzielać samym piłkarzom Arki - po ostatnim gwizdku miało dojść do rękoczynów pomiędzy Kamilem Jakubczykiem oraz Kike Hermoso.Zresztą, warto wspomnieć, że 21-latek znany jest z dość wybuchowego temperamentu. Wszyscy pamiętamy jego reakcję po golu zdobytym z Pogonią Szczecin (2:1), kiedy to podbiegł do ławki rezerwowej Portowców i skierował w stronę asystenta Tomasza Grzegorczyka prowokacyjne gesty.
Powód? "Zemsta" za niedocenienie jego wartości piłkarskiej podczas angażu 44-latka w Arce w sezonie 2024/2025 - pomocnik rozegrał zaledwie kilkadziesiąt minut pod jego wodzą.
- To są ambitni piłkarze. W szatni podali sobie ręce i temat jest zamknięty. Dla mnie obojętność jest najgorsza. Mam nadzieję, że to będzie paliwo do tego, żeby przygotować się do kolejnego meczu - powiedział trener Arki
Obaj ww. "fighterzy" (Kike Hermoso wszedł za, pazującego za czerwoną kartkę, Dominika Zatora po faulu na Amorimie tydzień temu), jak i pozostałych dziewięciu graczy, którzy wystąpili w poprzednim meczu ligowym, dostali szansę na pokazanie swoich możliwości w sobotnie popołudnie.
Arka powinna prowadzić, a tylko remisowała
Arkowcy na początku spotkania imponowała dużym zapasem energii, ale brakowało jednego - wykończenia. Swoje sytuacje mieli Espiau (dwie) oraz Jakubczyk. Najbardziej szkoda było akcji z 6.minuty - młody pomocnik dostał podanie od Sebastiana Kerka i miał przed sobą sporo wolnej przestrzeni w ok. 11.metra. Na nieszczęcie dla gdynian nie dokręcił odpowiednio futbolówki i minęła ona nieznacznie bramkę Brkicia.21-latek był jedną z jaśniejszych postaci żółto-niebieskich - w 19.minucie zgarnął piłkę od Stolarskiego, który dostał podanie "na minę" od Sampera. Potem oddał ją Kerkowi, ale tylko na chwilę, bowiem Niemiec znakomicie wypuścił Jakubczyka "sam na sam" z bramkarzem. Gdyby Kamil zachował zimną krew, być może obejrzelibyśmy premierowego gola w tym meczu.
W 22.minucie wrzescie do głosu doszli goście. Dośrodkowanie Scaleta dotarło na głowę Czubaka. Piłka leciała wolno, ale w stronę bramki, więc Węglarz musi się nieco nagimnstykować, żeby zbić uderzenie ex-gracza gdynian do boku.
Potem tempo gry spadło - drużyny częściej walczyły w środkowej strefie boiska i na palcach jednej ręki można było policzyć składne akcje bramkowe. Gdynianie nawet objęli prowadzenie w 44.minucie po "główce" Kike Hermoso, ale sędzia - po konsultacji z wozem VAR - nie uznał trafienia, ponieważ w trakcie dośrodkowania Marca Navarro Michał Marcjanik nieprzepisowo wyblokował Brkicia, dając tym samym szansę stoperowi na zdobycie gola, ponieważ miał on przed sobą pustą bramkę.
Pierwsza połowa dłużyła się, ponieważ żółto-niebiescy, podrażnieni niekorzystnym werdyktem Raczkowskiego, ruszyli do ataków, a przy okazji pojawiła się kolejna kontrowersja - Czubak dotykał łokciem piłkę w polu karnym, co oczywście nie umknęło to uwadze piłkarzom Arki, którzy zaczęli domagać się "jedenastki".
Arbiter główny po chwili zastanowienia, nie wskazał na "wapno" i zaprosił ekipy do szatni, choć nie było to łatwe, ponieważ sztab szkoleniowy gospodarzy chciał jeszcze "porozmawiać" sędziami.
Nieoczywisty bohater Arki
Drugą połowę lepiej rozpoczął Motor - w 52.minucie Czubak stał przed szansą zdobycia gola, ale jego próbę ze skraju pola karnego obronił nogą Węglarz. Drugi raz skutecznie zatrzymał byłego kolegę z drużyny golkiper Arki.Kibice czekali z niecierpliwością na premierową bramkę, bowiem - co tu dużo kryć - zaczęło wiać nudą na boisku. Czasami w spotkaniach następuje taki moment, kiedy zamiast chwalić za aktywność zawodnika, gani się go za brak skuteczności.
O kim mowa? O Edu Espiau. Napastnik wciąż nie mógł nastawić dobrze celownika. Tym razem nie wykorzystał dogrania Kerka na 5.metr w 64.minucie - futbolówka poleciała nad poprzeczką.
Arkowcy nie poprzestawali w działaniach ofensywnych, chcąc za wszelką cenę zdobyć trzy punkty - w 74.minucie przypadkowe zagranie Navarro przejął Kerk i zdecydował się na strzał "zza zasłony", ale czujność zachował Brkić.
Konsekwencja się opłaciła. Wreszcie gospodarze zdobyli w bramkę w 83.minucie. Akcję rozpoczął i zakończył Luis Perea. Hiszpan wypatrzył w polu karnym Kerka, choć jeszcze "chrapkę" do przejęcia futbolówki miał jeszcze Espiau (ostatecznie jej nie dotknął).
Niemiec nie zdołał pokonać bramkarza - jego próbę zatrzymali jeden z obrońców Motoru, a potem sam bramkarz. Rezerwowy wciąż pozostawał blisko "16" gości, szybko doszedł do bezpańskiej piłki i z bliska dobił ją do siatki.
"Magic touch" pomocnika nie tylko dał wygraną żółto-niebieskim, ale pozwoli przede wszystkim oddalić się znacznie od strefy spadkowej - tylko po tym spotkaniu podopieczni Szwargi awansowali aż na 10.lokatę.
Arka Gdynia - Motor Lublin 1:0 (0:0)
Bramki: Perea (83')
Komentarze (0)