Przyjaźń, która miała swoje wzloty i upadki
Moda na Arkę wciąż trwa, niezależnie od rezultatów osiąganych przez podopiecznych Dawida Szwargi. Wiemy już, że w niedzielny wieczór zostanie pobity rekord frekwencji w tym sezonie na gdyńskim obiekcie. 14 064 osób - tylu widzów obejrzy spotkanie żółto-niebieskich z Lechem Poznań.Nic dziwnego, że spotkanie cieszy się dużym zainteresowaniem, zwłaszcza że po raz kolejny w rundzie jesiennej do Gdyni przyjedzie zaprzyjaźniony klub. Fani Kolejorza z żółto-niebieskich żyją w zgodzie od lat 90., choć dociekliwi badacze kibicowskich relacji wskazują, że już wcześniej się "zaprzyjaźnili", a konkretnie pod koniec sezonu 1976/1977.
. Mecz później przebiegał w normalnej atmosferze, raczej plażowej, świeciło słoneczko, a na murawie wszystko przebiegało tak, by drużyny nie zrobiły sobie nawzajem krzywdy. I skończyło się kiblem 0:0. Odbyliśmy razem z Kolejorzem przemarsz z Dębca na dworzec PKP, wrzucając przy okazji nieco grosza do państwowej kasy. Polski Monopol Spirytusowy dość znacznie się wzbogacił po naszej wizycie w Poznaniu. I właśnie w tamtym roku, 1977, przebyliśmy taką metamorfozę w naszych stosunkach z Lechem. - opisuje "Cygan" na fanpage'u Kibicowskie Lata 90
Niemniej, pierwsze "małżeństwo" zostało wystawione na próbę po incydencie podczas spotkania Lech Poznań - Górnik Zabrze, na którym byli oceni także Arkowcy, trzymający wówczas sztamę zarówno z jednymi, jak i drugimi.
- Nie znaliśmy jeszcze wtedy w stolicy Wielkopolski nikogo, więc wyszliśmy z dworca i ruszyliśmy w miasto. Spotkaliśmy lechitów, gadka szmatka, mówimy, że jesteśmy z Gdyni. Czaili się na kibiców Górnika, ale stwierdzili, że na ch... im w sumie Arka, skoro dalej trzymamy z Górnikiem. W pewnym momencie poleciały plaskacze i nas zaatakowali. Mając w plecaku 18-metrową flagę, nawet się nie zastanawialiśmy i wyrwaliśmy w długą w stronę dworca, którego dobrze nie znaliśmy. Wbiegliśmy jakimiś schodami na górę, wpadliśmy w pierwsze lepsze drzwi, aby się zabarykadować i nie stracić flagi, i strasznie się zdziwiliśmy, bo trafiliśmy akurat na komisariat kolejowy. Zostaliśmy spisani i odwiezieni na stadion do sektora gości. - opisywał Andrzej "Szczur" Michalak, autor książki "Jak zostałem Arkowcem. Na chuligańskim szlaku".
Do pojednania doszło po spotkaniu z Lecha z Legią w 1995 roku. Pojawienie się kibiców Arki w stolicy Wielkopolski w szalikach Arki i Lecha zdziwiło służby porządkowe, ale ostatecznie gdynianie zostali wpuszczeni na sektor gości.
- W tym czasie była tam podobna liczebnie grupa – jakieś kilkadziesiąt osób – w połowie warszawska, w połowie z Pogoni. Gdy nas zobaczyli, mocno się zdziwili. Ale było już za późno na reakcję. Poleciał okrzyk "Arka Gdynia" i się zaczęło. Zaatakowaliśmy, lejąc wszystkich na sektorze gości przy oklaskach wypełnionej poznańskiej widowni(…)Po meczu połowa naszej ekipy z Zeusem, Rybakiem i innymi wróciła autami do Gdyni, gdyż chłopaków czekała tam praca na bramkach, a połowę, która była pociągiem, Lech zaprosił na balangę do jednego z poznańskich lokali. Tam do głównego stołu przed rozpoczęciem balangi zaprosił mnie i Maciasa słynny Rafałek z Poznania, znany wszystkim jako Uszol. Polał i powiedział z uśmiechem na ustach: "Nadszedł już chyba odpowiedni czas: to jest ta zgoda czy nie?". I tym właśnie sposobem w obecności kilkudziesięciu świadków z Poznania i Gdyni (z Gdyni było około 30 osób z Kolekcjonerem Danielem czy Mirkiem Gutem na przykład) doszło do zawarcia ponownej zgody na linii Arka–Lech. - dodaje autor ww. publikacji
"Kryzysowe" spotkanie
Przyjaźni na murawie jednak nie będzie. Obie ekipy w złych nastrojach przystąpią do niedzielnej rywalizacji. Żółto-niebiescy dwukrotnie dostali "oklep" od Górnika Zabrze - najpierw w pucharowej potyczce na etapie 1/8 finału (1:2), a następnie w ligowej rywalizacji (1:5).
- To nie jest ten moment, abym opowiadał, jaka była tego przyczyna, albo mówił o konkretach taktycznych, bo wynik przemawia sam za siebie. Pomimo kilku momentów, w których mogliśmy nawiązać rywalizację z Górnikiem, przegrywamy z kretesem. To wymaga dłuższej analizy. W sporcie, w piłce nożnej nikt nie chce przegrywać, ale pomimo to trzeba umieć utrzymać entuzjazm mimo dotkliwych porażek. To będzie dla nas ciężka podróż i ciężki tydzień, ale życiu sportowca najważniejsza jest reakcja. - mówił w Zabrzu Szwarga
Arkowcy nadal nie potrafią przełamać w meczach wyjazdowych - z ośmiu takich potyczek, tylko raz udało im się zdobyć jakiekolwiek punkty (remis z Legią Warszawa 0:0). Znacznie lepiej sobie radzą na własnym terenie. Pomijając potyczkę w Pucharze Tysiąca Miast, wciąż żadna drużyna w lidze nie znalazła sposobu na powstrzymanie gospodarzy.
ARKA GDYNIA NA WŁASNYM TERENIE W TYM SEZONIE EKSTRAKLASY - 6 meczów, 4 zwycięstwa, 2 remisy
Czy passa zostanie podtrzymana po spotkaniu z Lechem Poznań? Na papierze wydaje się to misją nierealną, wskaże to są aktualni mistrzowie Polski, ale - podobnie jak gdynianie - nadal szukają optymalnej formy. W sześciu ostatnich meczach (licząc ligę, UEFA Conference League oraz Puchar Polski) wygrali tylko raz w krajowym pucharze (z Gryfem Słupsk 3:1).
Z kolei w Ekstraklasie na kolejne trzy punkty czekają już ponad miesiąc (5 października wygrali z GKS-em Katowice 1:0). Potem zanotowali tylko trzy remisy, co spowodowało, że do liderów tabeli, Górnika Zabrze przed startem 15.serii gier tracą już 8 "oczek".
- Nie chciałbym, żeby zwycięstwo nad Lechem doprowadziło do gigantycznego mentalu. Nie o to w tym chodzi. Nie może być tak, że po zwycięstwie jesteśmy najlepsi, a po porażce - najgorsi. Jako zawodowcy musimy utrzymać balans, jeśli chodzi pewność siebie, odwagę w grze bez względu na to, jaki był wynik poprzedniego meczu - mówi trener Arki.
W skrócie: stabilnej, dobrej dyspozycji - tego oczekuje szkoleniowiec od swoich podopiecznych.
Taktyka taka sama
Choć pojawiają się z różnych strony "naciski", żeby Szwarga zmienił ustawienie drużyny i wykorzystywał większą liczbę obrońców, nadal 36-latek konsekwentnie stawia na system 1-3-4-3, ale doszło do jednej zmiany personalnej - Dominika Zatora zastąpił Dawid Gojny.Dla zasłużonego zawodnika żółto-niebieskich będzie to pierwsze spotkanie w tym sezonie, jak i w historii jego występów w elicie, w którym wystąpi od 1.minuty. Przypomnijmy, że kapitan Arki na początku okresu przygotowawczego nabawił się kontuzji, stąd rzadko grał ostatnio i stopniowo wchodził do gry na "pełnych obrotach".
Błysk Palmy, choć to nie on zdobył gola
Podobnie jak przed meczem Lechii z Widzewem odśpiewano cztery zwrotki Mazurka Dąbrowskiego, aby upamiętnić 107. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Nie brakowało na trybunach stadionu kibiców, którzy mieli na sobie dwa szaliki: swojej ulubionej drużyny (warto wspomnieć, że fani Lecha mogli usiąść w dowolnym sektorze obiektu przy ul. Olimpijskiej) oraz reprezentacji Polski.Zanim rozpoczęliśmy niedzielną potyczkę, drużyny jeszcze zebrały na środku boiska, żeby na minutę uczcić pamięć zmarłego wczoraj Adama Adamusa, byłego piłkarza m.in. Legii Warszawa oraz trenera dwóch gdyńskich klubów - Bałtyku i Arki. Z tą pierwszą ekipą osiągnął najlepszy wynik w jej historii - 6.miejsce w elicie w sezonie 1980/1981, a drugą awans do najwyższej klasy rozgrywkowej w 1985 roku. Miał 76 lat.
Mimo obiecującego początku w wykonaniu żółto-niebieskich, wynik otworzyli goście w 15.minucie. Świetne dogranie z głębi pola Palmy dotarło do ustawionego w okolicach pola bramkowego Lismana. Ten z kolei idealnie wystawił futbolówkę na pustą bramkę nieobstawionemu Rodrigezowi. Hiszpanowi wystarczyło tylko dobrze musnąć piłkę głową i mógł cieszyć się z premierowego trafienia w koszulce Kolejorza.
Arka próbowała odpowiedzieć - w 18.minucie Sebastian Kerk "dziubnął" piłkę po dograniu Marka Navarro. Czujnie jednak zachował się Mrozek w bramce, na raty broniąc uderzenie Niemca.
Potem więcej z gry mieli goście. Dwukrotnie Węglarz musiał się wykazać - najpierw w 35.minucie bez problemów poradził sobie ze słabym strzałem Agnero, a następnie w 42.minucie nie dał się pokonać z bliskiej odległości Kozubalowi, który doszedł do sytuacji bramkowej po zgraniu Palmy w polu karnym. Więcej nic ciekawego się nie działo już w pierwszej połowie i na przerwę drużyny schodziły przy stanie 0:1.
Mecz życia Espiau
Po przerwie wydawało się, że przebieg spotkania nieszczególnie się zmieni, wskaże Lech ciągle tworzył sobie sytuacje bramkowe - w 49.minucie znowu Agnero szukał szczęścia, a kilkadziesiąt sekund później Rodriguez stał przed szansą zdobycia dubletu.Aż tu nagle w zaledwie dwie minuty (między 52. a 54.) Ouma zdobył dwie żółte kartki,a w konsekwencji czerwoną i arbiter zaprosił pomocnika do szatni. Osłabiony Lech musiał szybko dokonać korekty w składzie (zszedł Lisman, a wszedł Jagiełło). Na nic zdało się zagęszczenie środka pola, ponieważ po pierwsze goście stracili pewność siebie, a po drugie na boisku zaczęło się pojawiać więcej przestrzeni, co było wodą na młyn dla gospodarzy, którzy przecież lubią grać szybkim atakiem.
Efekt? W 64.minucie mieliśmy już remis. Bramkę zdobył Edu Espiau. Zanim to się stało zakotłowało się pod polem karnym Kolejorza. Zaczęlo się przerzutu Navarro do Dawida Kocyły. Ten zgrał w stronę Kamila Jakubczyka, ale został zablokowany. Futbolówka nadal była w posiadaniu gdynian i tym razem do strzału doszedł Sebastian Kerk. Wolej byłego gracza Widzewa odbił się od nogi Hiszpana i tak piłka wpadła do siatki.
Od zera do bohatera - tak można opisać postawę w niedzielny wieczór napastnika Arki, który w 72.minucie wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Znakomicie urwał się spod opieki Milicia, wykorzystał w tempo zagranie z boku boiska Tornika Gaprindaszwiliego i uderzeniem głową po raz drugi wpisał się na listę strzelców.
Podstawowej "9" żółto-niebieskich jeszcze było mało i rozkręcił się na dobre - w 78.minucie pewnie wykorzystał kontrę zainicjowaną przez Kamila Jakubczyka. Jego zapędy ofensywne powstrzymał... Dawid Szwarga, zdejmując go z boiska po zdobyciu hat-tricka.
Dzięki wygranej Arkowcy znacznie odbili się od dolnych rejonów tabeli Ekstraklasy, notując awans aż o 5 (!) lokat - aktualnie zajmują 10.miejsce z dorobkiem 18 punktów.
Arka Gdynia - Lech Poznań 3:1 (0:1)
Bramki: Espiau (64', 72', 78') - Rodriguez (15')
Komentarze (0)