Czekają na to już 9 lat
Arka Gdynia sezon rozpoczęła przeciętnie - od porażki ze swoim "nemezis" z poprzednich lat, czyli Motorem Lublin (0:1) oraz remisie z Radomiakiem Radom (1:1). Teraz poprzeczka ustawiona dość wysoko, bowiem żółto-niebiescy pojechali do stolicy Polski, żeby zmierzyć się z Legią Warszawa.Wojskowi mają za sobą dość intensywny okres (w przeciwieństwie do Arki, która na kolejne spotkanie ligowe czekała aż 8 dni), bowiem oprócz występów w elicie, wciąż grają w europejskich pucharach - w tym tygodniu pokonali u siebie czeski Banik Ostrawa (2:1) w drugim meczu 2.rundy eliminacji do Ligi Europy i awansowali do kolejnego etapu kwalifikacji (tam czeka na nich cypryjski AEK Larnaka).
Świadomość, że niedzielny rywal skupia się na walce na "dwóch frontach" dawało nadzieje gdynianom na wywalczenie dobrego wyniku. Zresztą, wystarczy zresztą sobie przypomnieć rywalizację rywala zza miedzy Lechię Gdańsk, która była bardzo blisko wywalczenia choćby jednego punktu w starciu z walczącym o udział w fazie ligowej UEFA Champions League Lechem Poznań tydzień temu (3:4).
Co ciekawe, Arka miała patent na Legię, gdy walczyła o Superpuchar Polski - w latach 2017-2018 (za pierwszym razem jako zdobywca Pucharu Polski, a za drugim jako finalista Pucharu Tysiąca Miast) dwukrotnie grano mecze przy ul. Łazienkowskiej i w obu przypadkach żółto-niebiescy wracali do domu z trofeum.
Inaczej wygląda sytuacja w potyczkach ligowych, co pokazują statystyki - w 16 takich meczach doznali 12 porażek, trzykrotnie zremisowali i tylko raz wygrali, a dokładnie 20 sierpnia 2016 roku, kiedy to ekipa z Trójmiasta bez problemów rozprawiła się z Legionistami 3:1.
Co łączy zatem tamten mecz z dzisiejszym spotkaniem? Wtedy Wojskowi także uczestniczyli w rozgrywkach na arenie międzynarodowej, tyle że nie w Lidze Europy, a Lidze Mistrzów, a ekipa z Trójmiasta także była beniaminkiem Ekstraklasy - trzy dni przed meczem z Arką wygrali w z Dundalk FC 2:0, a trzy dni po spotkaniu z żółto-niebiskimi, zremisowali z Irlandczykami 1:1 i zakwalifikowali się do fazy grupowej UEFA Champions League.
Nudy...
W pierwszej połowie mało działo się na stadionie im. Wojska Polskiego. Na palcach jednej ręki mogliśmy policzyć dogodne okazje stworzone przez obie ekipy. Najlepszą z nich oglądaliśmy w 6.minucie - zaczęło się od podania Stojanovicia do Jędrzęjczyka w pole karne gdynian. Obrońca Legii zamiast uderzać, wolał dograć do lepiej ustawionego Szkurina, ale Białorusina zatrzymał Damian Węglarz, którzy zachował refleks na linii bramkowej.Potem jeszcze bramkarz w 30.minucie obronił ni to strzał, ni to dośrodkowanie z rzutu wolnego autorstwa Chodyny.
Arkowcy mieli problemy z przenisieiem ciężaru gry na połowę przeciwników, jednak im bliżej końca pierwszej części, tym odważniej przedostawali się pod "16" gospodarzy. W 38.minucie Sebastiana Kerka znakomicie wypatrzył podaniem prostopadłym Dawida Kocyłę. Napastnikowi zabrakło jednak zimnej krwi i nie zdążył wyjść "sam na sam" z Tobiaszem, ponieważ ubiegł go Jędrzejczyk, ekspediując zagrożenie.
Chwilę później niewiele zabrakło do szczęścia drużynie gości - "główka" Dawida Abramowicza obiła poprzeczkę po dograniu z rzutu wolnego Navarro (sędzia wcześniej dopatrzył się zagrania ręką przez Kuna). Nie doczekaliśmy się zatem goli w tym fragmencie gry, więc na przerwę drużyny schodziły przy bezbramkowym remisie.
Na pewno na "plus" postawa defensywy żółto-niebieskich, natomiast warto wspomnieć, że Legioniści wymienili praktycznie cały swój skład (aż dziewięć zmian), ponieważ myślami są już przy czwartkowym starciu z AEK Larnaka w 3.rundzie eliminacji do Ligi Europy, stąd Arkowcy mieli nieco ułatwione zadanie w niedzielny wieczór.
Większe popisy Arki w defensywie niż ofensywie
W drugiej części obraz gry się nie zmienił - Legioniści posiadali częściej piłkę przy nodze, ale nie potrafili przedrzeć się przez bardzo dobrze zorganizowaną linię obrony Arki (wielokrotnie goście tworzyli tzw. "zamek" we własnym polu karnym). Na dodatek, w 67.minucie Dawid Szwarga wprowadził dodatkowo dwóch defensywnych pomocników (Pereę oraz Nguiambę), co tylko pokazywało jak bardzo żółto-niebiescy pragnęli utrzymać remis.Gdynianie właściwie stworzyli sobie tylko jedną dogodną sytuację - w 50.minucie Alassane Sidibe popisał się dochodzącą wrzutką do ustawionego na skraju "16" Diego Percana - główka Hiszpana zatrzymała się na słupku bramki strzeżonej przez Tobiasza.
Dopiero w końcówce Legia nieco odżyła - w 82.minucie Biczachczjan minął kilku zawodników Arki i oddał strzał, który nie sprawił większych problemów Węglarzowi, bowiem piłka poleciała w zasięgu ramion bramkarza, ale na tym nie skończyła się akcja Wojskowych - chwilę później Reca przejął futbolówkę i dośrodkował w stronę Wszołka. Pomocnik świetnie urwał się spod opieki Abramowicza, tyle że źle złożył się do "główki" i przestrzelił z bliskiej odległości.
Arkowcy modlili się, żeby spotkanie już się zakończyło, zwłaszcza że zaczęło się robić coraz to bardziej nerwowo - w doliczonym czasie gry Navarro zablokował mierzony strzał Biczahczajna po tym, jak "złamał" akcję do środka boiska po podaniu Kapustki z rzutu rożnego. Futbolówka wciąż jednak była w posiadaniu Legii, bowiem dotarła ona pod nogi Pankova, który ją rozegrał w stronę Wszołka. Czujnie - po raz kolejny w tym meczu - zachował się Węglarz. Bramkarz umiejętnie skrócił kąt strzału zawodnika gospodarzy.
Chwilę poźniej również czujnie zachował się Navarro - Hiszpan tym razem zatrzymał, zmierzającą w stronę bramki, "główkę" Rajovicia. Ostatecznie po heroicznym boju żółto-niebiescy wywalczyli cenny punkt w stolicy Polski.
Legia Warszawa - Arka Gdynia 0:0 (0:0)
Komentarze (0)