Tradycja w korku
Pan Jacek, 58-letni gdańszczanin z Wrzeszcza, co roku 1 listopada jedzie na Srebrzysko. Jak sam mówi, mimo że stoi w korku, nie wyobraża sobie, by zostać w domu.
Rozmawialiśmy z nim 31 października, kiedy wracał właśnie z cmentarza. Jak przyznał, tego dnia porządkował groby bliskich – sprzątał liście, wyrzucał stare znicze i ozdoby, by 1 listopada móc przyjść już tylko „na gotowe”, w skupieniu.
– Wychowałem się w czasach, kiedy 1 listopada był święty. W dosłownym sensie. Rodzina, kwiaty, znicze, msza. Tak było zawsze i tak być powinno – mówi. – Denerwuje mnie, gdy ktoś mówi, że nie ma potrzeby iść na cmentarz. To nie kwestia potrzeby, tylko przyzwoitości.
Dodaje też, że choć z roku na rok wokół cmentarzy robi się coraz większy chaos, dla niego to nadal dzień, w którym symbolicznie spotyka się z rodzicami i dziadkami.
– Znam wielu, którzy chodzą wcześniej, żeby uniknąć tłumów. Rozumiem to, ale dla mnie 1 listopada to coś więcej niż tylko porządki. To tradycja, która łączy nas wszystkich, nawet jeśli stoimy godzinę w korku – uśmiecha się pan Jacek.
Jego głos to echo pokolenia, które 1 listopada traktuje nie tylko jako obowiązek, ale część polskiej tożsamości i rodzinnej pamięci.
„Nie chcę stać trzy godziny w korku, żeby postać pięć minut przy grobie”
Z kolei młodsi mieszkańcy Gdańska widzą ten dzień inaczej. Dla nich pamięć o zmarłych to nie data, ale emocja.
– Co roku widzę te same sceny: korek na Łostowickiej, brak miejsc na parkingu, ludzie z reklamówkami pełnymi zniczy i wiązanek – mówi Daria, 29 lat, z Ujeściska. – Nie mam na to siły. Jadę na grób dziadka dzień wcześniej. Wtedy mogę spokojnie posiedzieć, zapalić świeczkę, a nie walczyć o miejsce. Dla mnie to bardziej prawdziwe niż ten festyn 1 listopada.
Podobnie myśli Marta z Przymorza, która woli ciszę i spokój niż pośpiech.
– Kiedyś z rodziną jeździliśmy między trzema cmentarzami: na Oruni, Łostowicach i Srebrzysku. Teraz symbolicznie zapalam znicz pod dużym krzyżem. Za wszystkich. I mam poczucie, że to wystarczy.
Rodzice i dzieci wybierają spokój
Z roku na rok coraz więcej rodzin z dziećmi decyduje się odwiedzić groby wcześniej. Powód jest prosty – tłok, hałas i stres. Dla wielu rodziców to także sposób, by wprowadzić dzieci w tradycję w bardziej naturalny i spokojny sposób.
Z Joanną z Chełmu, mamą dwóch przedszkolaków, rozmawialiśmy 31 października, kiedy wracała z cmentarza Łostowickiego. Tego dnia – jak mówi – dopinała ostatnie przygotowania przed Świętem Zmarłych.
– Dziś tylko poprawiłam znicze, przetarłam pomnik i przyniosłam świeże kwiaty. Z dziećmi byliśmy tu już w weekend. Wtedy mogli spokojnie zapalić świeczkę, położyć liść na grobie pradziadka i posłuchać historii o nim – opowiada.
Jak wspomina, kilka lat temu próbowała zabrać maluchy na cmentarz 1 listopada.
– Po godzinie były zmęczone, głodne, marudne. Tłum, hałas, zimno, samochody wszędzie. Zamiast refleksji – nerwy. Teraz jeździmy wcześniej. Dla mnie to moment ciszy i bliskości nie obowiązku – mówi Joanna.
Nie wszyscy w rodzinie podzielają jej podejście.
– Teściowa zawsze mówi, że „święta się nie przesuwa”. Ale ja widzę to inaczej. Chodzi o pamięć, nie o datę. Dzieci nie muszą stać w tłumie, żeby zrozumieć, co to znaczy szacunek dla zmarłych – dodaje.
Cmentarze inaczej – spacer, światło, wspomnienie
Wielu gdańszczan wybiera wieczorne spacery po cmentarzach, kiedy tłumy już się rozchodzą, a aleje rozświetlają tysiące światełek.
– Cmentarz Łostowicki o zmroku wygląda wtedy jak morze ognia – mówi Marcin, 28 lat, z Moreny. – Lubię przyjść tam wieczorem, po pracy. Nie muszę nikomu nic tłumaczyć, nie robię tego, bo wypada. Po prostu przychodzę, bo chcę.
Dla niego to bardziej duchowe niż uczestnictwo w porannym pośpiechu.
– To wtedy naprawdę czuję obecność tych, którzy odeszli – dodaje.
Między nostalgią a nowoczesnością
Niektórzy mówią wprost: zmiana ta nie jest brakiem szacunku, ale potrzebą autentyczności.
– Pamięć nie musi być widowiskiem – podkreśla Ewa, 45 lat, z Oliwy. – Mój tata leży na Srebrzysku. Idę do niego kilka razy w roku: w jego urodziny, w Dzień Ojca, czasem po prostu wtedy, gdy mam trudniejszy dzień. 1 listopada nie idę, bo nie potrafię się skupić. Tłum odbiera mi sens tego dnia.
Czy Gdańsk żegna tradycję 1 listopada?
Nie do końca. Wciąż wielu mieszkańców wybiera tradycyjną formę – wspólny wyjazd na cmentarz, spotkanie rodziny, mszę. Ale coraz wyraźniej widać drugą grupę – tych, którzy szukają ciszy, refleksji i osobistej przestrzeni.
Miasto też powoli się do tego dostosowuje. Gdańskie cmentarze komunalne, m.in. Łostowicki, Srebrzysko i Oliwski, są otwarte dłużej w dniach poprzedzających Wszystkich Świętych, a służby miejskie apelują, by rozłożyć wizyty na kilka dni.
Komentarze (0)