Wzrost kosztów produkcji prądu, drożejące surowce i niestabilność na rynku spowodowały, że państwo musiało wprowadzać kosztowne programy osłonowe. Teraz jednak sytuacja zmienia się w zaskakującym kierunku. Zamiast kolejnych podwyżek coraz częściej mówi się o tym, że ceny mogą spaść – i to bez konieczności dopłat z budżetu.
Energetyczny szok i tarcza energetyczna
Kryzys energetyczny rozpoczął się od gwałtownego wzrostu cen gazu i węgla po wydarzeniach z 2022 r. Hurtowe notowania prądu na europejskich giełdach poszybowały nawet czterokrotnie. Polska, podobnie jak wiele innych krajów, zdecydowała się na interwencję. Od 2024 r. zamrożono stawkę sprzedaży energii dla gospodarstw domowych na ustawowym poziomie 0,50 zł netto/kWh.
To rozwiązanie przyniosło realne korzyści milionom odbiorców. Typowy klient z grupy G11, który zużywa 1,8 MWh rocznie, płacił 0,97–1,10 zł brutto/kWh. W skali miesiąca oznacza to około 150 zł, a w skali roku około 1800 zł. Trzeba jednak pamiętać, że ponad 40 proc. tej kwoty to opłaty sieciowe i systemowe, które nie zależą od cen energii na rynku hurtowym.
Ile kosztowałby prąd bez tarczy?
Resort klimatu przygotował symulacje, z których jasno wynika, że brak zamrożenia cen oznaczałby dla gospodarstw domowych wyraźnie wyższe rachunki. Cena sprzedaży wzrosłaby do 0,623 zł netto/kWh, a końcowa stawka wyniosłaby 1,22 zł/kWh. W praktyce przeciętna rodzina musiałaby płacić nawet 400 zł rocznie więcej.
To nie wszystko – w pełnym wymiarze wróciłyby opłaty mocowa i OZE, co zwiększyłoby rachunek o kolejne kilkadziesiąt złotych. Na przełomie 2024 i 2025 r. kontrakt BASE_Y-25 na Towarowej Giełdzie Energii kosztował 434 zł/MWh. To poziom, który nie dawałby szans na obniżki, gdyby nie interwencja państwa.
Spadek cen hurtowych energii daje nadzieję
Światełko w tunelu pojawiło się w połowie 2025 r. W czerwcu indeks RDN BASE spadł do 350,6 zł/MWh – najniżej od dwóch lat. Jeśli taki trend się utrzyma, możliwe będzie ustalenie taryf na kolejny rok na znacznie niższym poziomie i to bez fiskalnego „dopalacza”.
Rynek energii pokazuje więc, że sytuacja może ulec trwałej poprawie. To ogromna zmiana w porównaniu z poprzednimi latami, gdy rząd musiał regularnie ogłaszać kolejne tarcze i pakiety ochronne, aby uchronić gospodarstwa przed gwałtownymi wzrostami.
Minister zapowiada niższe taryfy
Minister Energii Miłosz Motyka podczas wystąpienia sejmowego zapewnił: – Zrobimy wszystko, by cena w taryfie zatwierdzanej przez prezesa URE była niższa niż 500 zł/MWh.
To ważna deklaracja, bo potwierdzają ją również dane z giełdy. Kontrakt BASE_Y-26 od wielu miesięcy utrzymuje się poniżej 450 zł/MWh, a średnia z maja i lipca wyniosła 412,8 zł/MWh. W takich warunkach obniżki cen prądu w 2026 r. stają się coraz bardziej realne.
Rachunki w 2026 roku – ile zaoszczędzą rodziny?
Przy takich wartościach hurtowa kilowatogodzina kosztuje 0,42–0,45 zł netto. Po doliczeniu opłat dystrybucyjnych końcowa cena dla gospodarstw domowych kształtuje się na poziomie 0,85–0,90 zł/kWh. To oznacza, że rodzina zużywająca 2 MWh energii rocznie zapłaci nawet 200–300 zł mniej niż dziś.
Co ważne, w skali całego kraju brak konieczności przedłużania tarczy energetycznej to miliardowe oszczędności dla budżetu państwa. Zamiast dopłat z pieniędzy podatników, obniżki rachunków mają wynikać z realnego spadku cen hurtowych.
Koniec strachu przed rachunkami?
Dotąd każde kolejne przedłużenie tarczy energetycznej było politycznie konieczne, aby zapobiec niezadowoleniu społecznemu i ochronić portfele Polaków. Tym razem sytuacja jest inna. Nie chodzi o sztuczne utrzymywanie cen, lecz o wykorzystanie sprzyjającej sytuacji rynkowej.
Jeżeli obecny trend się utrzyma, od 2026 r. rachunki za prąd w większości gospodarstw spadną poniżej 1 zł/kWh. To oznacza prawdziwą ulgę dla domowych budżetów, a także początek nowego rozdziału – bez obaw, że każda faktura przyniesie przykrą niespodziankę.
Komentarze (0)