Dziś mija 30 lat od jednej z najbardziej wstrząsających katastrof, jakie dotknęły Gdańsk w powojennej historii. Wybuch gazu, do którego doszło 17 kwietnia 1995 roku w wieżowcu przy ul. Wojska Polskiego 39, na zawsze zmienił życie mieszkańców dzielnicy Strzyża i pozostawił ślad w pamięci całego miasta.
Wielkanoc przerwana eksplozją
To był drugi dzień Świąt Wielkanocnych. Wiele rodzin nadal spało, ciesząc się wolnym porankiem. O godzinie 5:50 potężna eksplozja przerwała spokój Gdańska. Zgłoszenie o zapachu gazu dotarło do pogotowia dosłownie kilka minut wcześniej i okazało się, że za późno.
Budynkiem wstrząsnął wybuch tak silny, że dwie dolne kondygnacje zapadły się, grzebiąc ludzi w gruzach mieszkań, pod którymi zginęły 22 osoby. Rannych zostało kilkanaście, część z nich ciężko. Konstrukcja wieżowca, typowa dla czasów PRL-u, nie wytrzymała eksplozji – jej fragmenty osunęły się niczym domek z kart. Na miejscu natychmiast pojawiły się służby: straż pożarna, pogotowie ratunkowe, policja.
Ratownicy kontra czas i zagrożenie
Akcja ratunkowa trwała niemal cztery dni. Pracowano bez przerwy – pod gruzami mogli być jeszcze żywi ludzie. Warunki były ekstremalnie trudne: niestabilna konstrukcja, ryzyko kolejnego wybuchu, trwający pożar. Specjalistyczne ekipy z psami i geofonami przeczesywały rumowisko centymetr po centymetrze. Każdy odnaleziony żywy człowiek był małym cudem. Ostatnią osobę wydobyto o 9:00 tego samego dnia.
Jednak wielu nie udało się uratować. Z każdą godziną nadzieja gasła. Budynek – jak się później okazało – był zamieszkany przez około 140 osób. Ostateczny bilans strat był tragiczny.
Co było przyczyną tragedii?
Śledztwo wykazało, że do rozszczelnienia instalacji gazowej doszło w piwnicy. Już na podstawie danych z gazowni ustalono, że spadek ciśnienia miał miejsce około godziny 4:45 – gaz przez ponad godzinę ulatniał się do wnętrza budynku i poza niego.
Jedna z teorii wskazuje, że eksplozję mogła wywołać iskra z włącznika światła, kiedy jedna z mieszkanek zeszła do piwnicy, by nakarmić bezdomne koty. Inna hipoteza mówiła o celowym działaniu jednego z mieszkańców – mężczyzny z problemami psychicznymi, który zginął w wybuchu. Rozważano również wersję związaną z kradzieżą zaworu przez zbieracza złomu. Przez lata wokół sprawy narosły różne spekulacje, ale żadna nie została jednoznacznie potwierdzona.
Prokuratura wskazywała również skonfliktowanego ze spółdzielnią Jerzego Sz., który w styczniu tego samego roku ubezpieczył swoje mieszkanie w dwóch towarzystwach ubezpieczeniowych na kwoty 100 milionów w „Warcie” i kilkudziesięciu milionów w „Hestii”. Ubezpieczenia były wykupione w starych złotych. Mężczyzna tydzień przed świętami wywiózł również ze swojego mieszkania meble i sprzęt.
Wspólnota w ogniu próby
Po tragedii lokalna społeczność stanęła na wysokości zadania. Ewakuowani mieszkańcy znaleźli schronienie u sąsiadów i w hotelach. Miasto uruchomiło pomoc finansową i logistyczną, powstała specjalna komisja mająca zbadać stan techniczny podobnych budynków w regionie. Blok typu “MBY 110-Z” nie był jedynym w Gdańsku – podobne konstrukcje istnieją do dziś, co wywołało poważne obawy o bezpieczeństwo innych osiedli.
Pamięć nie gaśnie
W miejscu dawnego budynku stanął nowy blok. W 2005 roku, w 10. rocznicę katastrofy, odsłonięto tablicę pamiątkową. Symbol przełamanej róży i płomieni przypomina o tym, co wydarzyło się tamtego kwietniowego poranka. Co roku w tym miejscu zapalane są znicze i składane kwiaty.
Dziś, 30 lat później, Gdańsk wciąż pamięta.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.