W przestrzeni publicznej znów pojawiła się propozycja, która może na nowo ułożyć relacje między klientami, pracownikami i przedsiębiorcami. Na stole leży koncepcja, która otworzyłaby drogę do bardziej elastycznego podejścia do handlu, ale jednocześnie stawia warunki mające zagwarantować równowagę między swobodą konsumpcji a ochroną zatrudnionych.
Dwie niedziele handlowe w miesiącu
Propozycja zakłada, że sklepy mogłyby działać w pierwszą i trzecią niedzielę każdego miesiąca. Oznaczałoby to aż 24 okazje do robienia zakupów w roku zamiast obecnych ośmiu. Do tego przewidziano dodatkowe otwarcia w okresach przedświątecznych — otwarte miałyby być dwie niedziele poprzedzające Boże Narodzenie oraz niedziela bezpośrednio przed Wielkanocą. Zmiana miałaby stać się nowym standardem, a nie jedynie wyjątkiem w kalendarzu. Zwolennicy rozwiązania przekonują, że taki system jest przejrzysty, przewidywalny i pozwoli klientom łatwiej planować domowy budżet oraz rytm zakupów.
Zakaz handlu w niedzielę i istniejące wyjątki
Obecnie obowiązujące ograniczenia narzucają zamknięcie większości sklepów w niedziele, o ile w danej placówce pracują zatrudnione osoby. System został skonstruowany w taki sposób, by umożliwić funkcjonowanie wyłącznie określonym punktom. Na liście wyjątków znajdują się stacje paliw, apteki i punkty apteczne, kwiaciarnie, restauracje, kawiarnie i inne lokale gastronomiczne, a także placówki pocztowe, pod warunkiem że przychody z usług pocztowych przekraczają 40 procent obrotu. Handel mogą również prowadzić niewielkie sklepy zarządzane bezpośrednio przez właścicieli — w tym popularne sklepy osiedlowe, warzywniaki czy placówki franczyzowe.
To właśnie te niewielkie punkty przejęły część ruchu zakupowego w niedziele, choć ich możliwości logistyczne są ograniczone. Zwolennicy zmian zwracają uwagę, że większa swoboda w handlu odciążyłaby te placówki i przywróciła równowagę między małymi a dużymi podmiotami.
Sejm zmieni zasady handlu?
Proponowana nowelizacja przeszła już pierwsze etapy procedowania i trafiła do Komisji Gospodarki i Rozwoju oraz Komisji Polityki Społecznej i Rodziny. Przed nią trzecie czytanie, a następnie decyzja całej izby. Kluczowy pozostaje także ruch głowy państwa. Gdyby doszło do zawetowania, ustawa wróciłaby do Sejmu, a jej przyjęcie wymagałoby większości trzy piąte głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Oznacza to, że nawet jeśli propozycja spotka się z szeroką aprobatą, jej wejście w życie może się wydłużyć.
Nie brakuje obaw, że częstsze otwarcie sklepów może odbić się negatywnie na pracownikach sektora handlowego. Autorzy projektu zapewniają jednak, że system zabezpieczeń został wpisany w dokument od początku. — Każdy pracownik miałby zagwarantowane co najmniej dwie wolne niedziele w miesiącu. Za pracę w niedzielę przysługiwałoby wynagrodzenie w podwójnej wysokości, a pracodawca musiałby udzielić innego dnia wolnego w ciągu 6 dni poprzedzających lub następujących po danej niedzieli. Jeśli to byłoby niemożliwe, dzień wolny musiałby być udzielony najpóźniej do końca okresu rozliczeniowego.
Tym samym handel w niedzielę nie miałby być obowiązkiem, a elementem rotacyjnego systemu pracy, w którym każdemu przysługuje odpowiednia rekompensata.
Zakupy w niedzielę a interes klientów
Dla części klientów to właśnie wygoda stanowi główny argument za otwarciem sklepów. Osoby pracujące w nieregularnych godzinach często nie mają możliwości robienia większych zakupów w dni robocze. Wprowadzenie dwóch niedziel handlowych w miesiącu mogłoby uporządkować ich plan dnia i dać więcej swobody w zarządzaniu obowiązkami. Ponadto przewidywalność kalendarza otwarć sprzyja planowaniu budżetu domowego oraz zakupów sezonowych.
W dyskusji nad liberalizacją handlu co chwilę pojawia się kluczowe pytanie — jak połączyć oczekiwania klientów z godnymi warunkami zatrudnienia? Zwolennicy nowelizacji twierdzą, że proponowany model właśnie na to odpowiada. Z jednej strony zakłada otwarcie sklepów w ramach stałego rytmu, z drugiej wpisuje szczegółowe gwarancje wynagrodzeń i odpoczynku. W opinii autorów projektu to kompromis, który może zadowolić obie strony.
Kiedy nowe zasady wejdą w życie?
Choć proces legislacyjny postępuje, nie sposób dziś jednoznacznie przewidzieć, kiedy nowe przepisy mogłyby zacząć obowiązywać. Jeśli zostaną uchwalone i podpisane bez sprzeciwu, mogą wejść w życie jeszcze w tym roku. W przeciwnym razie konieczne może być ponowne głosowanie, a to oznacza wydłużenie całego procesu. Jedno jest pewne — temat nie zniknie z debaty publicznej.
Komentarze (0)