Skład ligowy, nie pucharowy
Do wyjściowej "11" wróciła większość zawodników, która dobrze spisała się podczas rywalizacji z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza (5:1). Zabrakło jedynie pauzującego za kartki Ivana Zhelizki oraz Szymona Weiraucha. Tego pierwszego zastąpił - de facto - Aleksandar Cirkovic, a drugiego Alex Pauslen.Obecność serbskiego skrzydłowego spowodowała kilka zmian na pozycjach - Kacper Sezonienko rozpoczął spotkanie jako "fałszywy napastnik", a John Carver Tomasza Neugebauera ustawił obok Rifeta Kapicia w środku pola.
60 (a nie 45) minut wesołego futbolu
Błyskawicznie Lechia mogła otworzyć wynik spotkania - w 3.minucie Neugebauer oddał ni to strzał, ni to dośrodkowanie, które wylądowało na poprzeczce. W spadającą piłkę nie trafił czysto Matej Rodin i zagrożenie chciał wyekspediować Pingot, tyle że ją wybił wprost w Maksyma Diaczuka, który nie zastanawiał się ani chwili i oddał celny strzał.Radość Ukrainca nie trwała jednak długo - po konsultacji z wozem VAR sędzia odgwizdał spalonego, bowiem nowy nabytek biało-zielonych w momencie zagrania "Nojgiego" znajdował się najbliżej bramkarza Górnika Zabrze.
Przy golu Tomasa Bobcka nie było już żadnych wątpliwości w 7.minucie. Słowak wykorzystał dogranie Cirkovicia przed polem karnym i uderzeniem na wślizgu pokonał Loskę. Dobrą "robotę" wykonał Serb w tej akcji - jednym podaniem dobrze uruchomił niepilnowanego napastnika, a ten nie zwykł marnować dogodnych sytuacji.
Zaczęliśmy intensywnie, więc musiliśmy nieco ochłonąć. O to "zadbali" kibice, którzy odpalili race i fajerwerki w 9.minucie. Niestety dość długo dym z materiałów pirotechnicznych się unosił nad stadioniem (dzisiaj w Gdańsku nie wiało) i do rywalizacji wróciliśmy dopiero 480 sekund później.
Jak się okazało tylko na chwilę - ponownie w 25.minucie sędzia nakazał zawodnikom zejście z boiska, ponieważ ciągle widoczność murawy było mocno ograniczona.
Należy zrozumieć, że o ile piłkarze daliby radę grać przy takich warunkach, o tyle problem z wykonywaniem obowiązków mieliby arbitrzy liniowi oraz z wozu VAR, bowiem np. gdyby miała miejsce jakaś akcja sporna, mogliby po prostu jej nie widzieć.
W 33.minucie wznowniono rywalizację. Czy przerwy pomogły biało-zielonym? Raczej nie. W 35.minucie Hellebrand doprowadził do wyrównania. Zaczęło się od raju na skrzydle Sowa.
Senegalczyk bez problemów poradził sobie z kilkoma graczami zespołu gospodarzy i chciał pokonać Paulsena strzałem z ostrego kąta, które zablokował Diaczuk. Potem próbował futbolówkę zebrać bramkarz, ale uprzedził go Liseth, wystawiając ją do Czecha. Pomocnikowi wystarczyło dopełnić formalności z ok. 7.metra.
Aż 16 minut arbiter musiał doliczyć do pierwszej połowy. W doliczonym czasie gry Kacper Sezonienko zachował zimną krew i strzałem tuż przy słupku wyprowadził ponownie na prowadzenie po asyście Matusa Vojtko. Chorwat znakomicie wypatrzył kompletnie niepilnowanego partnera z zespołu, który miał dużo czasu na oddanie celnego uderzenia.
Popularny "Sezon" rozkręcił się na dobre. Dośrodkowanie z rzutu rożnego autorstwa Cirkovicia dotarło do Tomasa Bobcka. Słowak tak naprawdę został trafiony piłką, ale nie przeszkodziło to w zanotowaniu asysty, bowiem po chwili wpadła ona pod nogi Kacpra. Pomocnik nie zastanawiał się ani chwili, uderzając w krótki róg bramki Górnika.
Mało emocji przed przerwą? No, to proszę bardzo. Tomasz Neugebauer niepotrzebnie faulował Lisetha w polu karnym i sędzia Malec podyktował "11", choć jeszcze czekał na potwierdzenie decyzji z wozem VAR (co oczywiście jeszcze bardziej przedłużało pierwszą część). Stały fragment gry na gola zamienił Rafał Janicki, który drugi raz w ciągu kilku dni zdobył bramkę przeciwko swojemu macierzystemu klubowi.
Bobcek idzie na króla strzelców
Druga połowa rozpoczęła się od złej informacji - Rifet Kapić dostał żółtą kartkę w 56.minucie, a ponieważ była to już jego czwarte upomnienie w tym sezonie kapitan Lechii ominie styczniową rywalizację z Lechem Poznań.W 61.minucie ponownie Polsat Plus Arena wpadła w ekstazę - dwójkowa akcja Cirkovicia i Bobcka zakończyła się bramką tego drugiego. Futbolówka jeszcze odbiła się od nogi Pingota i wpadła do siatki.
Ewidentnie Górnicy mieli już dość wizyty w Trójmieście i gdyby mogli już teraz wrócić do domu, spakowaliby walizki w try miga, ale mecz nadal trwał, a Lechia grała swoje - w 72.minucie Bogdan Viunnyk wpisał się na listę strzelców. Rezerwowy wykorzystał dobre podanie z głębi pola od Neugebauera, przepchnął się z Kmetem i pokonał Loskę.
Goście, mimo że zmęczeni i zniechęceni, próbowali nawiązać kontakt z biało-zielonymi w końcówce spotkania - swoich sił próbowali Janża czy Hellebrand, ale zmienili oni losów rywalizacji. Ostatecznie trzy punkty pozostały w Gdańsku.
Komentarze (0)