- Myślę, że bardzo dobrze zaczęliśmy mecz, sprawiając problemy naszym przeciwnikom, ale oczywiście czerwona kartka (Douglasa z Lecha Poznań) miała ogromny wpływ na to, co się wydarzyło na boisku i wiedzieliśmy, że na pewno będzie taki moment, szczególnie w końcówce meczu, że pewne rzeczy będziemy musieli pozmieniać i taktycznie rozegrać to spotkanie. Niewielu dawało nam szansę na zdobycie jakichkolwiek punktów w ostatnich meczach, a teraz mamy ich cztery. Prawdziwy taki „test” i najważniejsze mecze są dopiero przed nami i musimy wyciągnąć nasz klub z problemów. Na pewno będziemy się dzisiaj cieszyć i radować z tego zwycięstwa, ale już jutro wracamy do pracy – rozpoczął
Biało-zieloni wciąż pod wodzą Johna Carvera nie odnieśli porażki (2 zwycięstwa, 1 remis).
- Jest to oczywiście miłe uczucie, ale nie chodzi o moje odczucia, tylko o to, co się dzieje w naszej szatni i o to, jak ciężko pracuje sztab oraz wszyscy, żeby nas z kłopotów wydostać. Jestem z każdego z nich dumny.
Niespodziewanie w składzie Lechii na mecz Lechem zabrakło Camilo Meny. Z czego wynikała absencja Kolumbijczyka?
- Camilo ostatnio pauzował trzy miesiące i zagrał mecz z Motorem. Niestety w okolicach czwartku dosyć mocno jego mięsień „zareagował”. Nie chcieliśmy ryzykować kolejnej kontuzji, po której musiałby znowu pauzować dwa-trzy miesiące, więc postanowiliśmy go odsunąć od składu.
Zwycięzców się nie sądzi, ale Lechia spokojnie mogła to spotkanie wygrać znacznie więcej niż 1:0. Nie martwi Pana tak duża nieskuteczność zespołu? Dogodne okazje marnowali m.in. Głogowski czy Bobcek.
- Na pewno musimy zamienić te sytuacje na bramki i musimy nad tym więcej popracować.
Czy wygrana z Lechem może być tzw. mitem założycielskim drużyny Johna Carvera?
- Do Gdańska przyjechałem na początku grudnia i mieliśmy cztery tygodnie, żeby przygotować się na tę rundę. Widzę progres w zespole i sposób myślenia w zespole jest zupełnie inny, niż wtedy kiedy ich po raz pierwszy zobaczyłem. Na pewno bierze się to ze zwycięstw oraz z ciężkiej pracy, jaką wykonujemy.
Co najbardziej podobało się Panu podczas niedzielnego spotkania?
- Końcowy gwizdek (śmiech) i tak naprawdę cały mecz. Bardzo cieszyły mnie pierwsze minuty i nasza intensywność. Była to pewnego rodzaju niespodzianka dla Lecha, a także mogło ich zaskoczyć to, że wyszliśmy dwoma napastnikami na ten mecz. Jak już wspomniałem, cieszył mnie cały mecz, natomiast nie podobały mi się dwie rzeczy i musimy je zamienić na naszą korzyść, ale to później.
Przed meczem trener lubił bawić się w porównanie sił drużyn Ekstraklasy do drużyny z jego rodzimej (angielskiej) ligi – jego zdaniem Lechia prezentuje poziom League One, a Lech spokojnie poradziłby sobie w Premier League lub byłby na w czołówce Championship. W niedzielę tego było widać takiej różnicy klas.
- Czasami sensacje się zdarzają, nawet w Anglii była sytuacja, gdzie Liverpool przegrał z Plymouth (w 1/16 finału Pucharu Anglii). Nawet główni faworyci przegrywają i dzisiaj wygraliśmy z liderem. Pomimo tego nadal uważam, że Lech jest jednym z najlepszych, jak nie najlepszym zespołem w lidze. Cały czas oglądam Ekstraklasę, dzisiaj oglądałem, wczoraj oglądałem i dalej uważam, że są najlepszym zespołem.
Ponad 13 tysięcy widzów z wysokości trybun oglądało spotkanie Lechii z Lechem. Jak trenerowi podobała się atmosfera podczas niedzielnego starcia?
- Jest coś dla mnie nowego, zwłaszcza te wszystkie petardy i ich wybuchy sprawiają, że boli mnie klatka piersiowa. Myślę, że to działa w dwie strony. Im bardziej jesteśmy pewniejsi siebie, to fani też są pewniejsi siebie, rośniemy razem i czuć taką atmosferę na stadionie. Koniec końców widoczny jest wysiłek piłkarzy, jaki wkładają w mecz.
Na co trener zwracał uwagę swoim zawodnikom przed starciem z liderami Ekstraklasy?
- Analizujemy każdy zespół i widzieliśmy, że Lech ma bardzo wysoko ustawioną linię obrony. W tym upatrywaliśmy chęć do wbiegania tam i szukaliśmy swoich szans strzeleckich.
Jakie plany na najbliższe dni?
- Będziemy kontynuować ciężką pracę, bo potrafimy zaskoczyć przeciwników czy ludzi, którzy nie do końca w nas wierzyli. Możemy wygrywać mecze, ale postaramy się, żeby zawodnicy nie zwariowali po tym zwycięstwie i dalej będziemy robili swoje. Gdzieś tam w okolicach maja lub czerwca będą mieli parę dni wolnego.
Zawodnikiem, który zasługuje na wyróżnienie z pewnością jest Tomas Bobcek, choć Słowak brał udział w dwóch kontrowersyjnych sytuacjach – przy pierwszej podczas strzelonego gola sędzia musiał konsultować czy zawodnik był na spalonym, a druga dotyczyła ostrego faulu napastnika na Bartoszu Salamonie, który zakończył się żółtą kartką, a mogła być nawet kara większego wymiaru.
- Nie widziałem jeszcze tych dwóch sytuacji, zatem trudno mi bezpośrednio po meczu to ocenić. Myślę, że Tomas zasłużył na żółtą kartkę, ale na pewno nie na czerwoną. Po prostu był spóźniony. Najlepszym komentarzem będzie to, że sędziowie mają VAR i też nie zdecydowali się na czerwony kartonik.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.