reklama

Rozenberg: Zostały wybudowane biurowce, a zapomniano porządnie je skomunikować

Opublikowano:
Autor:

Rozenberg: Zostały wybudowane biurowce, a zapomniano porządnie je skomunikować - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Opinie i komentarze O sytuacji gdańskiego hokeja, sytuacji przedsiębiorców w pandemii koronawirusa oraz współpracy Rad Dzielnic z radnymi miejskimi bloger Janusz Ch. rozmawia z Adamem Rozenbergiem, radnym dzielnicy Przymorze Wielkie.
reklama

JANUSZ CH.: Co skłania przedsiębiorcę, by poświęcić swój niewielki czas wolny dla rozwoju lokalnej społeczności?

ADAM ROZENBERG: Z czasem wolnym to jest tak, że im mniej go mamy tym więcej możemy w tym czasie zdziałać. Ja od wielu lat działałem na wysokich obrotach w wielu płaszczyznach naraz. Od czasów pandemii i ograniczeń niestety musiałem zwolnić :-)

Zawsze realizowałem się działając. Bardzo lubię mieć jakiś wpływ na to, co dzieje się koło mnie. Do czasów powstania Rady Dzielnicy Przymorze Wielkie nie angażowałem się jednak w działania jakichś organizacji. Jak tylko usłyszałem, że powstaje Rada Dzielnicy, bez namysłu poszedłem na spotkanie organizacyjne. To właśnie ta chęć "działania, a nie tylko gadania” sprawia, że chce mi się poświęcać swój czas. Decyzję, że zaangażowałem się w działanie w ramach rady dzielnicy, podjąłem również dlatego, że nie trzeba być „politycznie zaangażowanym” aby pomagać mieszkańcom. Na innych szczeblach nie jest możliwe działanie bez przystąpienia do jakiejś partii lub organizacji politycznej.

J. CH.: Prowadzi Pan swój sklep ze sprzętem sportowym - można odnieść pewne wrażenie, że miasto wspiera głównie artystów lub restauratorów - czy przedsiębiorca zajmujący się handlem odczuwa wsparcie miasta w czasach epidemii? Jeżeli tak, to w jaki sposób?

A. R.: Tak, prowadzę sklep na Przymorzu Małym, specjalizujący się w sprzedaży łyżew, rolek i sprzętu hokejowego. Niszowa branża, ale znamy się na niej bardzo dobrze, i w normalnym czasie pozwala nam się utrzymać. Niestety, czas pandemii pokazał jak bardzo zawiódł “system”. Na każdym szczeblu są "gaszone pożary”, a nikt nie myśli, aby stworzyć system „przeciwpożarowy”. Oczywiście, otrzymałem wsparcie w czasie „pierwszej fali” koronawirusa, ale jestem zwolennikiem zarabiania, a nie żebrania. "Druga fala” została ogłoszona w czasie, kiedy mój sklep ma największe obroty. Sprzedaję łyżwy i sprzęt hokejowy. Niestety, po zamknięciu lodowisk nie mam możliwości prowadzenia biznesu. Mój sklep może być otwarty, bo znajduje się poza galeriami handlowymi. 

Jednak przez „lockdown” klienci nie kupują łyżew ani sprzętu hokejowego - bo nie mają gdzie jeździć i trenować. Żadnego wsparcia nie otrzymam, bo mój numer PKD (Polska Klasyfikacja Działalności) nie kwalifikuje się do pomocy. Podobnie wygląda sprawa wynajmu lokalu - jako, że wynajmuję go od spółdzielni (a nie od miasta) to nie mam szans liczyć na obniżkę czynszu (bo wiązałoby się to z koniecznością podniesienia czynszu mieszkańcom). 

Nie chcę mówić, że ktoś ma lepiej a ktoś gorzej. Ja jestem zwolennikiem tego, by władze nie musiały pomagać, a jedynie nie przeszkadzały.

Miasto Gdańsk mi przeszkodziło nie uruchamiając w ogóle lodowiska na Placu Zebrań Ludowych (pod balonem). Mimo, że nie było rządowych zakazów, a inne miasta normalnie uruchomiły ślizgawki dla mieszkańców (z zachowaniem reżimu sanitarnego). Lodowisko ma 1800m2 - więc spokojnie 150 osób mogło jeździć w jednym czasie. 

J. CH.: Był Pan kierownikiem drużyny LOTOS PKH - jak naprawdę układała się współpraca z Miastem oraz Markiem Kosteckim, zarządzającym Halą Olivia?

A. R.: Tak, pomagałem drużynie hokejowej LOTOS PKH Gdańsk. Jako kierownik drużyny miałem ten komfort, że nie musiałem mieć bezpośredniego kontaktu z Panem Markiem Kosteckim. Na hali Olivia byłem praktycznie codziennie i współpracowałem bardziej z pracownikami hali. O tych ludziach nie mogę powiedzieć złego słowa. Wszyscy byli pomocni i życzliwi w tym zakresie, na jaki mieli zgodę swojego szefa. Współpracę z Panem Markiem Kosteckim znam doskonale z racji działalności w środowisku hokeja amatorskiego, ale to temat rzeka i chyba na inną okazję. 

Kontakty z Miastem Gdańsk również utrzymywali prezesi klubu, ja otrzymywałem tylko informacje jakie są decyzje. Muszę powiedzieć, że od 2014 roku ta współpraca, moim zdaniem, była bardzo dobra. Wiem jak popularny jest hokej w Gdańsku i ciężko oczekiwać, aby miasto inwestowało w niego na podobnym poziomie, jak w piłkę nożną. Pierwszy żal jaki mam, to niechęć uregulowania relacji Miasto Gdańsk - Pan Marek Kostecki. Już w 2017 roku był wyraźny sygnał, że Stowarzyszenie GKS Stoczniowiec stosuje monopolistyczne stawki, niemające uzasadnienia ekonomicznego. Wtedy miasto zamiast rozwiązać problem, to postanowiło dopłacić naszemu klubowi różnicę, byśmy mieli fundusze na opłacenie wygórowanych stawek za halę. Drugi żal jaki mam do miasta, to przejście do porządku dziennego w sprawie wycofania się naszego klubu z Polskiej Hokej Ligi. Tu miasto nie kiwnęło palcem, mimo że od kilku miesięcy prezesi informowali o problemach z podpisaniem umowy na wynajem hali Olivia na sezon 2020/2021. Mam wrażenie, że miasto poczuło ulgę jak klub się rozpadł, bo nikt nie będzie się interesował halą Olivia i relacją Miasto Gdańsk - GKS Stoczniowiec (a dokładnie Pan Marek Kostecki).  

J. CH.: Jak sąsiedztwo wielkich biurowców wpływa na życie dzielnicy mieszkalnej, jaką jest Przymorze? Czy są jakieś konflikty?

A. R.: Osobiście - nigdy nie miałem nic przeciwko budowie biurowców, czyli w konsekwencji sprowadzeniu wielu dużych firm, często o zasięgu międzynarodowym. Jest to jeden z elementów koniecznych do rozwoju miasta. Jednak zawsze trzeba to robić z głową. W Gdańsku zostały wybudowane biurowce, a zapomniano porządnie je skomunikować, by ludzie mogli komfortowo dojechać do pracy, bo w innym przypadku będą jeździli samochodami. W biurowcach miejsc parkingowych jest jak na lekarstwo. I tu pojawia się największy problem, jaki dostrzegam - czyli zapchanie dzielnicy samochodami. Mieszkańcy skarżą się na brak miejsc parkingowych. Powstały strefy płatnego parkowania, które miały zniechęcić pracowników biurowców do pozostawiania samochodów na cały dzień. Jednak odbiło się to na mieszkańcach, bo muszą wykupić abonamenty - a ich goście muszą ponosić opłatę w parkometrach. Dodatkowo spółdzielnie i wspólnoty musiały zainwestować w szlabany i ogrodzenia, aby nie parkowano na ich terenie.

J.CH.: Jakie najlepsze pomysły Rady Dzielnicy udało się wdrożyć w życie?

A. R.: Ciężko mówić o najlepszych pomysłach. Kompetencje Rady Dzielnicy są mocno ograniczone - budżet w 2020 wyniósł 314.256 zł. Staramy się inwestować w ciekawe rozwiązania infrastruktury. Na przykład, wymusiliśmy na władzach miasta budowę (ze środków Rady Dzielnicy) leżaków w Parku Reagana. Kolejnym nowym pomysłem (w naszym mieście) były podpórki dla osób starszych ustawione przy wiatach przystankowych i przejściach dla pieszych. Osoby starsze często nie mogą usiąść, więc taka podpórka jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Czasami jednak ciężko jest ustalić z miastem nowe rozwiązania małej architektury. Z projektów „miękkich” to sukcesem można nazwać coraz większą integrację mieszkańców. Dzięki spotkaniom więcej ludzi wyszło z domów. Organizujemy lub współorganizujemy nie tylko festyny, ale także spotkania literackie, wystąpienia czy gry w planszówki. Wiadomo, że w obecnej sytuacji działania są mocno ograniczone.

J.CH.: Czy proponowana reforma Rad Dzielnic wpłynęłaby znacząco na Waszą działalność?

A. R.: Tak naprawdę, to nie wiadomo jak by miało to wyglądać. W tej chwili powstała Komisja złożona z radnych miejskich, mieszkańców i radnych dzielnic, która ma rozmawiać o zmianie statutów, czyli reformie rad dzielnic. W jednym z projektów mówiło się o zmianie sposobu wyliczania budżetu dzielnicy. Teraz jest on liczony uwzględniając stałą liczbę mieszkańców. Jeżeli proponowane zmiany weszłyby w życie, nasze środki zostałyby okrojone. Innym pomysłem były „konwenty makrodzielnicowe” - spowodowały one liczne protesty radnych dzielnicowych i mieszkańców. Radni jednak i tak przegłosowali tę uchwałę. Wojewoda Pomorski uchylił jednak tę uchwałę Rady Miasta Gdańska doszukując się niezgodności z prawem. Rada Miasta Gdańska mogła się odwołać do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, ale uznała, że „mimo iż mają rację nie będą się odwoływać”. 

Uważam, że „konwenty makrodzielnicowe” bardzo ograniczyłyby autonomię Rad Dzielnic, a w konsekwencji rezygnację wielu radnych dzielnicy. Ja sam zastanawiałem się, jaki sens miałaby moja działalność w Radzie Dzielnicy Przymorze Wielkie, gdyby nasze decyzje nie miały żadnego znaczenia. 

J. CH.: Czy Radni Miejscy pochodzący z okręgu pomagają Wam w waszej działalności? W jaki sposób?

A. R.: W obecnej kadencji chyba raz czy dwa na dyżurze naszej rady pojawił się Radny Miasta z naszej dzielnicy. Na sesjach naszej rady nie widać też radnych miejskich. Szczerze powiem, że nie wiem, jak mogą pomóc nam w działalności. To my jesteśmy jednostką pomocniczą urzędu Miasta Gdańska. To Radni Miasta Gdańska powinni wykorzystywać nas, by pomóc skontaktować się z mieszkańcami. Jednak ja nie zauważyłem jakiegoś wielkiego zainteresowania.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama