W jaki wynik celuje Pan 15 października, a w jaki Konfederacja?
Łukasz Hamadyk: Jeśli chodzi o partię, to jaki by nie był, patrząc na sondaże, to i tak będzie sukces, ponieważ będzie to ogromne pomnożenie kapitału ludzkiego w postaci posłów. Myślę, że realny jest dwucyfrowy wynik. 11 lub 12 procent jest możliwe, jeśli wszyscy się tego dnia zmotywują i nie zostaną w domu. Najlepiej by było, jakby taki wynik dał nam oczywiście miejsce na podium.
Swojego wyniku sam jestem ciekaw, ponieważ nigdy w takich wyborach nie startowałem. Będzie to ocena mojego dotychczasowego dorobku. Przedstawiam się mniej jako polityk, a po prostu jako osoba, która od 15 lat działa na rzecz mieszkańców. Oczywiście, chciałbym, aby rezultat był jak najlepszy, ale nie będę prognozował, ile dostanę głosów, bo najważniejszy jest wynik partii, a dla mnie to jest w pewnym sensie sprawdzian.
Dajmy na to, że udaje się Panu uzyskać mandat. Wchodzi Pan do Sejmu i od czego zaczyna? Jakie są pierwsze działania, propozycje ustaw, jakie chciałby Pan wprowadzić?
Szlagierowym motywem Konfederacji są niskie i proste podatki, a to możemy zrobić praktycznie z dnia na dzień. Niektóre z nich trzeba zlikwidować zupełnie jak np. podatek od psa, podatek uzdrowiskowy, targowy czy od deszczu. Są one do niczego niepotrzebne, a łupią kieszenie Polaków. Należałoby także obciąć inne wydatki jak chociażby socjale dla obcokrajowców. Zrównywanie tego z benefitami dla Polaków uważam za nieuzasadnione.
Natomiast jeśli chodzi o mnie, to chciałbym się zajmować bardziej interpelacjami poselskimi. Od zajmowania się polityką są osoby z większym doświadczeniem, jak np. Krzysztof Bosak. Chciałbym być cały czas blisko ludzkich spraw. Robić to, co teraz, tylko mocniej, więcej i bardziej.
A co lokalnego zamierza pan zrobić dla Gdańska z pozycji posła? Jakie są problemy w Gdańsku lub w Pańskiej dzielnicy Nowy Port, które można rozwiązać z ławy sejmowej?
Chciałbym dopilnować, aby nie została przedłużona umowa spalarni Port Service. Decydujący głos może mieć w tej sprawie organ państwowy, czyli w tym przypadku wojewoda, który unikał tego tematu przez wiele lat. Są też inne kwestie, które politycy obiecali zrobić, ale nigdy się to nie stało, m.in. wybudowanie drogi Zielonej, tunelu pod Pachołkiem.
Kolejną kwestią jest przywrócenie kolei do Nowego Portu przez Letnicę, która była obiecana po wyborach samorządowych, ale temat ucichł. Ogólnie chciałbym wspierać samorząd, bo czuje się samorządowcem z krwi i kości.
Czy w przypadku uzyskania mandatu porzuci Pan stanowisko w Radzie Dzielnicy?
Nie ma takiej potrzeby, ponieważ można być radnym i posłem jednocześnie. Aczkolwiek funkcję w zarządzie mógłbym zwolnić, jeśli okazałoby się, że nie byłbym w stanie tego połączyć czasowo. To jest moje hobby i pasja, więc nie widzę problemu, abym w tej radzie pozostał.
W takim razie odwrócę nieco to pytanie, czy w sytuacji nieuzyskania mandatu, pozostanie Pan we współpracy z Konfederacją, czy wróci do bycia niezależnym?
Zostałem zaproszony na listę Konfederacji, nie będąc w jej szeregach, więc ciężko mi mówić, że skądś bym odchodził czy pozostawał, skoro formalnie nigdzie nie przynależę. Nie wiem, jakie będą nastroje, czy mój wynik będzie na tyle zadowalający, że partia będzie chciała dalej ze mną współpracować.
A czy Konfederacji nie brakuje ogólnie ludzi w naszym regionie? Patrząc na listę, to nieliczne osoby są w zasadzie z Gdańska.
To jest duży i szeroki okręg, więc układając listę, trzeba myśleć, aby każde miasto i powiat miało swoich przedstawicieli. Jest to fair i uczciwe wobec mieszkańców. Dlatego nie dziwi mnie, że nie ma aż tylu reprezentantów Gdańska, skoro są inni mieszkańcy okręgu.
Startuje Pan z ostatniego miejsca na liście. Czy nie uważa Pan, że hasło „ostatni na liście, pierwszy w działaniu” nie jest już za bardzo wyświechtane? Mam wrażenie, że kandydaci każdego ugrupowania nadużywają go, co wybory.
Szczerze też się nad tym zastanawiałem, układając to hasło. Ciężko jest coś innego przypasować do tego miejsca, stąd może taki mały wachlarz możliwości. To, że hasło przyjemnie wpada w oko czy w ucho to jedno, ale myślę, że akurat przez 15 lat swojej pracy dałem się poznać, jako właśnie taka działająca osoba.
Cofnijmy się trochę w czasie. W latach 2014-2018 był Pan w Radzie Miasta Gdańska z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, lecz rozeszliście się w dość burzliwych stosunkach. Czy po latach pozostał jakiś żal, czy niesmak po tej sytuacji?
Na tamten moment nie uważałem, że nie miałem racji i do teraz to podtrzymuję, ale najwidoczniej tak miało być. Wiele osób chciało mnie wtedy wygumkować z przestrzeni publicznej, ale się nie udało, jak widać. Tak jak mówiłem, to jest moje hobby i moja pasja. Osoby, które mnie znają, wiedzą, że nie robię tego dla profitów tylko dla satysfakcji. Jak mówiłem, nie mam żalu. Dobrze, że tak się stało, chociaż nie uważam, że nie miałem wtedy racji.
W rozmowie z naszym portalem dwa lata temu powiedział Pan, że Jarosław Kaczyński jest dla Pana idolem. Czy byłby Pan zatem za ewentualną koalicją z Prawem i Sprawiedliwością, patrząc na tą wypowiedź i przeszłość w partii?
Co innego lokalni politycy PiS-u, a co innego osoby ze szczebla ogólnokrajowego, których nie miałem okazji poznać, tylko obserwuję je jako zjawisko politologiczne. Nie będziemy wchodzić w koalicję z kimkolwiek, a przynajmniej taki mamy plan na tę chwilę, bo do wyborów zostało jeszcze trochę.
Na stole są też inne warianty jak np. przyśpieszone wybory, rząd mniejszościowy czy ewentualne dogadywanie się o zrealizowanie naszych postulatów. Coś na tej zasadzie działa w Szwecji. Tam wybory wygrali demokraci, ale są oni zobligowani do realizowania postulatów innej partii.
Gdańsk jest raczej kojarzony jako bastion Platformy Obywatelskiej, która wygrywa tutaj od lat. Czy mniejsze partie jak Konfederacja, Lewica czy Trzecia Droga mają szansę w naszym okręgu na wyższy wynik, czy jest to raczej walka o jeden mandat dla każdej z nich?
Nasze miasto jest zabetonowane w sposób popisowy, a władza, która osiadła się jakiś czas temu na tych głównych stanowiskach, rozrasta się jak pajęczyna. Jest coraz więcej instytucji i osób, które mogą pomagać w różny sposób. Jakiś wyłom w tym zrobił prezydent Paweł Adamowicz, gdy zakładał stowarzyszenie Wszystko Dla Gdańska.
Szanse dla tych partii są, ale myślę, że największym testem będą wybory samorządowe, które też zbliżają się wielkimi krokami. Wtedy będzie prawdziwa szansa, aby skruszyć ten beton w Radzie Miasta, aby weszły tam osoby z innych organizacji, ze świeżym spojrzeniem, które będą chciały oddać władze mieszkańcom. Gdy taki wyłom powstanie na poziomie samorządu, to wtedy przy następnych wyborach mniejsze partie będą mogły myśleć o czymś więcej niż jeden czy dwa mandaty.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.