Jak wiadomo, pić na zewnątrz oficjalnie nie wolno, ale pije się w parkach, na ławkach, często widać też panów pijących ukradkiem w tramwajach, autobusach i kolejce, niektórzy niestety bałaganią. To jednak nic, gdy czyta się listy mieszkańców wzburzonych zachowaniem piwoszy.
Gdzie i jak piło się w Gdańsku piwo?
Sprawdziłem to w archiwalnych wydaniach “Dziennika Bałtyckiego”.Popularnymi miejscówkami były swego czasu kioski piwne (nazywane też budkami z piwem, bywały urządzone w tym celu lokale - piwiarnie, chociaż picie tam było nieraz wątpliwą przyjemnością.
Piwo można było nabyć dosłownie wszędzie. Prócz sklepów, wspomnianych już budek, czytam też o wózkach na peronach a nawet o kiosku w szpitalu!
Kioski pojawiły się w latach 50., i zaczęły znikać już pod koniec lat 60., głównie z powodu “atrakcji” zapewnianych okolicznej społeczności: mężczyźni chwiejący się na nogach, wylegujący się na okolicznych ławkach, wyzwiska, załatwianie się w krzakach i bramach, i innych niepożądanych zachowań.
W Trójmieście owe budki miał nie tylko Społem, bo posiadała je też spółdzielnia “Przodownik" z Sopotu. W kioskach prócz piwa można było kupić wędliny własnej produkcji oraz przekąski, w niektórych można było dostać podstawowe, codzienne produkty.
W latach osiemdziesiątych sopocka spółdzielnia miała 107 placówek handlowych, 3 zakłady wędliniarskie, wytwórnię wód gazowanych, a punkty handlowe zlokalizowane były na terenie Trójmiasta, Lęborka, Wejherowa i Kartuz oraz prowadziła kioski przyzakładowe. Przyuczała do “zawodu masarsko-wędliniarskiego oraz zawodu sprzedawcy w zakresie szkoły zawodowej dla młodzieży posiadającej III grupę inwalidztwa”, i zatrudniała w owym czasie 400-osobową załogę. Miała własny transport liczący ponad 20 aut.
Piwny tramwaj
Nie tylko budki były niecodziennym miejscem handlu alkoholem - był nim również bar na szynach. A co pisał o nim “Dziennik Bałtycki“ tuż po jego otwarciu?
“Od 1 maja br. rozpoczął normalne kursy na liniach tramwajowych Gdańska pierwszy tego rodzaju w Polsce bar „Tramwajarz“, uruchomiony z inicjatywy Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego Gdańsk - Gdynia i Gdańskich Zakładów Gastronomicznych. “Bar nasz ma powodzenie” — mówi barowa, Maria Adamkiewicz. Zatrzymujemy się na przystankach i zabieramy każdego pasażera, który ma ochotę skonsumować po drodze: bigos, serdelki na gorąco lub inne wyroby garmażeryjne, których mamy dosyć szeroki wybór”. Nie zabrakło rzecz jasna - piwa: “korzystając z tramwaju - baru można się napić gorącej herbaty, piwa, limoniady lub kefiru”. Wyjeżdżał z zajezdni we Wrzeszczu o piątej rano, “obsługując tu wszystkie linie Gdańska”. Kursy kończył o godz. 21.30”.
Dziś nie do pomyślenia, prawda?
Kolejnym miejscem, gdzie można było kupić piwo, był… kiosk w szpitalu (!) - w marcu 1966r. “Dziennik” zaalarmował:
“rodziny chorych, przebywających w szpitalu w Gdyni Redłowie, mają żal — i słuszny — do dyrekcji MHD, że kiosk na terenie szpitalnym, tak dobrze zaopatrzony w piwo, wcale nie dysponuje wodą sodową w butelkach, a zwłaszcza w syfonach”.
Nieco wcześniej, w innym miejscu Trójmiasta - czyli na kortach w Sopocie, m.in. piwa nie sposób było dostać:
"Sporo zawodników i działaczy zgłasza swe pretensje do urządzonego w domku klubowym bufetu. Najczęściej powtarzające się zarzuty to: zbyt wysokie ceny, mała operatywność obsługi i wreszcie brak... papierosów, piwa (a często i innych napojów chłodzących) itp“.
Regularne skargi mieszkańców
Mieszkańcy, sąsiedzi budek, regularnie żalili się na podchmielonych klientów.Luty 1971 roku:
“My, mieszkańcy domu przy ul. Chrobrego 53 we Wrzeszczu domagamy się likwidacji sprzedaży piwa w sklepie PSS, zlokalizowanym w naszym domu” - jaki był tego powód?
“Gnębi nas zmora piwoszy, którzy piją wszędzie: w bramie, na klatce schodowej, w piwnicy, na podwórzu pod oknami, w różnych zakamarkach. Zmuszeni jesteśmy do wysłuchiwania wulgarnych dialogów. Próba zwrócenia na to uwagi kończy się stekiem wyzwisk pod naszym adresem”. Piwosze załatwiali się też w całej okolicy w ustronnych miejscach. “Jak długo jeszcze potrwa ten stan rzeczy?”... na końcu zaznaczono, że pod skargą do mediów mieszkańcy złożyli dziesięć podpisów.
Na klientów pobliskiej budki z piwem, w tym samym czasie, uskarżała się również dyrekcja pobliskiej podstawówki:
“Kierownictwo Szkoły Podstawowej nr 24 we Wrzeszczu przy ul. Lilii Wenedy od dłuższego czasu domaga się zlikwidowania sprzedaży piwa w kiosku spożywczym znajdującym się na rogu ul. ul. Chrobrego i Lilii Wenedy. (...) Pijacy często wszczynają między sobą awantury, dochodzi do bójek i ordynarnych wyzwisk, a wszystko to dzieje się na oczach setek dzieci przechodzących obok kiosku w drodze do szkoły i ze szkoły. Po każdej w tej sprawie interwencji u władz handlowych na jakiś czas jest spokój, bowiem sprzedawca — odpowiednio pouczany — więcej wtedy troszczy się o obsługę klientów kupujących artykuły spożywcze. Niestety, po tygodniu, dwu, znów wszystko wraca do „normy” (...).
Problem również w centrum
W centrum miasta występował ten sam problem, chodziło o kiosk przy ówczesnym placu 1 Maja (Targ Sienny), przy kiosku prowadzonym przez sopocką spółdzielnię: “(...) zataczający się piwosze z kuflami w rękach wychodzą przed kiosk na chodnik, siedzą na skarpie, która od pewnego czasu wygląda bardzo niechlujnie, zaśmiecona niedopałkami.Nie oszczędzają nawet mostku prowadzącego do przedszkola, a bywa że wtaczają się i do ogródka przedszkolnego. I chyba najbardziej oburzające jest to, że pozwolono na otwarcie pijalni, z której wiadomo, że nie będzie korzystać ani dziecko, ani jego matka tuż przy wejściu do przedszkola, narażając kilkadziesiąt małych dzieci na oglądanie co dzień obrzydliwych scen.
Tutaj anonimowa skarga do prasy poskutkowała, bo w “Dzienniku” z dnia 02.08 1962 roku czytamy, że “gdańska Komenda MO poinformowała nas, że w sprawie pijalni piwa (Spółdzielni „Przodownik”) przy pl. 1 Maja na wniosek Komendy Miejskiej MO Wydział Handlu Prezydium MRN skierował pismo do Wydz. Architektury i Budownictwa Prezydium MRN o wydanie nakazu natychmiastowego usunięcia kiosku. Nareszcie więc znajdujące się obok przedszkole będzie uwolnione od niemiłego sąsiedztwa, a oczekujący na autobus pasażerowie odetchną niezaczepiani przez podchmielonych piwoszów”.
Skoro mieszkańcom przeszkadza pijalnia w centrum, to jaki może być problem z barem znajdującym się obok plaży na Stogach? Problem był z klientami… W lipcu 1969 roku do redakcji “Dziennika” zatelefonował jeden z plażowiczów:
“(...) Chodzi o to, że znajdujący się tuż przy wejściu na plażę BUFET, prowadzony przez przedsiębiorstwo BARÓW MLECZNYCH sprzedaje od rana do wieczora... PIWO.
Z pewnością z myślą o gaszeniu pragnienia plażowiczów.
Ale tak się składa, że bufet oblegany jest przeważnie przez typowych piwoszów, blokujących wejście na plażę, zaczepiających spokojnych plażowiczów i niezbyt przystojnie się zachowujących.
Czy w tej sytuacji celowa jest sprzedaż w tym właśnie bufecie piwa? Jesteśmy przekonani że plażowicze pogodzą się z jej likwidacją, a jest to naprawdę jedyny sposób pozbycia się natrętnych piwoszów i całego zamieszania”.
W latach pięćdziesiątych niezbyt przejmowano się faktem, że piwo sprzedaje się na peronie, również i fatalne warunki sanitarne nie budziły większego sprzeciwu spragnionych, bo jak można pić piwo z butelki?
W takim przypadku człowiek napije się nawet piwa… z wiadra. Oto relacja z prasy:
“Obiecanki, cacanki... Kolejowe Zakłady Gastronomiczne obiecały solennie, że w tym sezonie podróżni będą zaopatrywani na stacjach w napoje chłodzące itp. przez obnośnych sprzedawców i wózki peronowe. A tymczasem na niemałej przestrzeni, bo z Jeleniej Góry do Gdańska można skonać z pragnienia, a kufelka piwa się nie otrzyma. Butelkowe owszem, ale pomijając już to, że nie jest zbyt przyjemnie i estetycznie pić wprost z butelki, i że nie wszyscy tę sztukę posiadają (kobiety najczęściej — nie), po prostu nie można zdążyć wychylić pół litra płynu w ciągu krótkiego postoju. W Gdańsku natomiast można na peronie pić kuflami. Pomysłowy sprzedawca przyniósł bowiem wiadro z piwem i szybko zanurzając weń kufle obsługiwał spragnionych”.
Troska o elegancki wygląd pań podczas picia piwa napawa optymizmem. Niecałe dwie dekady później, w lipcu 1974r. dziennikarzy zajmował problem przerobienia kawiarni w piwiarnię i odstraszających spacerowiczów widok panów odpoczywających po spożyciu:
"w parku przy al. Zwycięstwa we Wrzeszczu dobrze prosperowała pijalnia piwa. Latem piwosze, pijąc pod gołym niebem, wylegiwali się pod kasztanami. Łudziliśmy się nadzieją, że kiedyś zostanie tam urządzona kawiarnia z prawdziwego zdarzenia. Niestety — wybudowano pawilon z przeznaczeniem na pijalnię piwa. Prosimy o przywrócenie kawiarni właściwego charakteru, a tym samym park przestanie odstraszać spacerowiczów”.
Czy coś się zmieniło? Piwa na peronie nie kupisz, nikt nie wypiłby go z wiadra, brak toalet nadal doskwiera (nie tylko piwoszom), piwo można kupić w wielu plażowych barach, nadal też zdarza się, że ktoś odrobinę przesadzi z ilością trunku… ale czy obecny zakaz picia poza ogródkami i poza lokalami nadal ma sens? Czy nie można by nieco zmienić prawa, by karać tylko tych nie umiejących się przyzwoicie zachować, ludzi głośnych albo śmiecących dookoła? Może to już pora? Wiele się zmieniło w naszej kulturze.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.