W jednym miejscu niemal w tym samym czasie padły oskarżenia o „zabijanie dzieci” i ostrzeżenia przed „nagonką na lekarzy”, a w tle wybrzmiewały historie kobiet i rodzin konfrontowanych z letalnymi wadami płodu.
Zarzuty pod adresem szpitala. Głos Kai Godek
Pierwszą osobą, która zabrała głos podczas pikiety, była Kaja Godek, znana działaczka środowisk pro-life. To ona przedstawiła najpoważniejsze oskarżenia wobec placówki.
— Szanowni Państwo, szpital Świętego Wojciecha na Zaspie, pod którym się dzisiaj znajdujemy, w okresie od lipca do września zabił dwoje dzieci chlorkiem potasu przed przerwaniem ciąży — mówiła.
Jak podkreślała, taka procedura — według jej interpretacji — nie jest dopuszczona nawet przez obowiązujące, „bardzo niedoskonałe” prawo aborcyjne.
— Ustawa mówi o przerwaniu ciąży, ale nie mówi o tym, że przed przerwaniem ciąży można celowo zamordować dziecko — argumentowała.
„To nie jest medycyna”
W emocjonalnym wystąpieniu Godek wielokrotnie padały porównania historyczne.
— Zastrzykami w serce, z trucizną zabijali polskie dzieci. Tak samo dzieci z Zamojszczyzny zabijali hitlerowcy. Nie może być tak, że metody z tamtego okresu wracają dzisiaj i nazywa się to medycyną — mówiła.
Działaczka przekonywała, że aborcje miały być wykonywane na podstawie zaświadczeń psychiatrycznych, które — jej zdaniem — nie spełniają kryteriów poważnych zaburzeń.
— Każda kobieta w ciąży ma prawo czuć się niekomfortowo. To nie jest zaburzenie. Na podstawie takich świstków obchodzi się prawo i zabija się ludzi.
„To było ludobójstwo” – siódmy miesiąc ciąży
Według protestujących aborcje miały dotyczyć siódmego miesiąca ciąży.
— Duże dziecko, które jest w stanie przeżyć. To jest ludobójstwo — padało z mównicy.
Kaja Godek podkreślała również, że środowiska pro-life nie dopuszczają żadnej formy aborcji, nawet w sytuacji zagrożenia życia kobiety.
— Ratuje się do końca dziecko i matkę. Jeśli nie da się uratować obojga — ratuje się matkę. Ale to nie jest aborcja.
Jeden z mówców dodał szczegółowe porównanie stosowanej procedury do kary śmierci w Stanach Zjednoczonych.
— To ta sama metoda. Różnica polega na tym, że skazanemu podaje się wcześniej barbiturany, żeby go znieczulić. A dziecku mordowanemu nie podaje się nic — mówił.— Umiera w cierpieniach znacznie gorszych niż skazany na śmierć.
Młodzież Wszechpolska: „Ruchy feministyczne są nieempatyczne”
Na pikiecie pojawili się także przedstawiciele Młodzieży Wszechpolskiej. Głos zabrał Rafał Buca, który ostro skrytykował środowiska feministyczne.
— Zamiast przekazu: nie jesteś sama, kobiety słyszą: twoje ciało, twój problem — mówił.
— Ruchy feministyczne zachęcają bardzo często do tego, że zabicie dziecka jest najlepszym rozwiązaniem.
Według niego postulaty aborcyjne wspierają nieodpowiedzialnych mężczyzn, a kobiety pozostawiają z konsekwencjami psychicznymi.
Konfederacja Korony Polskiej: sprzeciw wobec aborcji i eutanazji
Krótko wypowiedział się również przedstawiciel Konfederacji Korony Polskiej.
— Jeśli nie potrafimy zadbać o tych najmłodszych, nikt z nas nie będzie bezpieczny. Następnym krokiem będzie eutanazja — ostrzegał.
— Nie ma zgody ani na aborcję, ani na eutanazję.
Na zakończenie zapowiedziano złożenie zawiadomienia do prokuratury.
— Chcemy, żeby pobrano dokumentację medyczną, przesłuchano lekarzy oraz matki, które zgodziły się na podanie chlorku potasu — zapowiedziano.
Kontrmanifestacja. „To jest nagonka na lekarzy”
Po drugiej stronie ulicy niemal równolegle do pikiety środowisk pro-life zebrała się kontrmanifestacja organizowana przez środowiska lewicowe oraz działaczki Marszu Kobiet. Jej uczestniczki i uczestnicy przyszli pod szpital z transparentami i hasłami sprzeciwu wobec — jak podkreślali — zastraszania lekarzy oraz kobiet w dramatycznych sytuacjach zdrowotnych.
Jedną z osób, które zabrały głos, była Marta Zarańska.
— Jesteśmy w Gdańsku, w mieście Solidarności i wolności. Jesteśmy oburzeni obecnością tutaj środowisk faszystowskich — mówiła przez megafon, odnosząc się bezpośrednio do protestujących po drugiej stronie ulicy.
Według uczestniczek kontrmanifestacji protest pro-life nie był wyrazem troski o życie, lecz formą nacisku i publicznej nagonki.
— To jest nagonka na lekarzy i na kobiety, które w tym momencie leżą na porodówce i przeżywają swoją osobistą tragedię — podkreślała Zarańska.
Protestujące wielokrotnie zaznaczały, że mówimy o legalnych procedurach medycznych, wykonywanych w sytuacjach skrajnych, gdy ciąża zagraża życiu kobiety lub dotyczy wad letalnych płodu.
— Ci ludzie chcą doprowadzić do tego, żeby aborcja — nawet ta ratująca życie — była stygmatyzowana. To realnie oznacza zagrożenie życia kobiet — padało z megafonu.
W tłumie słychać było również głosy obaw o bezpieczeństwo personelu medycznego. Protestujące przypominały przypadki ataków słownych i presji wobec lekarzy w innych miastach.
— To, co widzimy, to próba zastraszenia środowiska medycznego. Lekarze mają się bać ratować pacjentki — mówiono.
Głos lekarza. Wypowiedź prof. Macieja Sochy
Podczas kontrmanifestacji odtworzono również nagrane wystąpienie prof. Macieja Sochy, lekarza pracującego w Szpitalu św. Wojciecha. Jego wypowiedź miała stanowić odpowiedź na zarzuty formułowane przez protestujących pro-life.
— Jestem tylko pośrednikiem. Tym, który musi przekazać informację, że dziecko jest śmiertelnie chore — mówił profesor.
Socha opisywał kulisy pracy lekarza, który informuje rodziców o letalnych wadach płodu, posługując się obrazami z badań prenatalnych.
— Jeśli powiesz: cyklopia, to niewiele to mówi. Jeśli narysujesz jedno oko zamiast dwojga — nagle rodzice widzą — tłumaczył.
W nagraniu szczegółowo wymieniał wady, które prowadzą do nieuchronnej śmierci dziecka: holoprozencefalię, ektopię serca, brak prawidłowo wykształconych płuc czy przepuklinę przepony.
— Ten dzieciak nie weźmie oddechu. On umrze dusząc się — mówił wprost.
Profesor odnosił się także do kwestii cierpienia płodu.
— Ból, adrenalina, hormony stresowe. To jest wstrząs — podkreślał, opisując reakcje organizmu w sytuacji skrajnej niewydolności.
Jego wypowiedź była dla kontrmanifestujących argumentem za tym, że decyzje podejmowane w szpitalu nie są ideologiczne, lecz wynikają z dramatycznych diagnoz medycznych.
Dwie manifestacje, jeden szpital
Tego dnia przed szpitalem na Zaspie spotkały się dwie skrajnie odmienne narracje. Jedna mówiła o „zbrodni”, „eugenice” i łamaniu prawa. Druga o „ratowaniu życia kobiet”, ochronie lekarzy i prawie do leczenia bez strachu.
Między megafonami, transparentami i policyjnymi barierkami nie było przestrzeni na porozumienie — a spór, który wybuchł pod murami szpitala, wyraźnie wykracza poza jedno miejsce i jeden dzień.
Komentarze (0)