reklama

Szczepański (Społeczny Gdańsk): Deweloperom żyje się lepiej niż mieszkańcom

Opublikowano:
Autor:

Szczepański (Społeczny Gdańsk): Deweloperom żyje się lepiej niż mieszkańcom - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wybory Do wyborów samorządowych pozostały lekko ponad trzy tygodnie. Finalnie ogłoszono siedmiu kandydatów na urząd Prezydenta Miasta Gdańska. Jednego z nich, Adama Szczepańskiego, pytamy m.in. o jego plany wobec Gdańska, jak chce przekonać do siebie wyborców, stan mieszkalnictwa w mieście oraz o niedoszłą koalicję i jaki był powód odłączenia się od niej.
reklama

Czy Gdańsk potrzebuje zmiany?

Adam Szczepański: Potrzebuje na pewno. Gdańsk musi się rozwijać w zrównoważony sposób. Nie może być projektowany wyłącznie pod trasy przelotowe. Potrzebny jest większy nacisk na transport zbiorowy oraz na ochronę terenów zielonych. Przede wszystkim Gdańsk powinien być obywatelski, stać się miastem wolności i solidarności nie tylko z nazwy. Trzeba zapewnić mieszkańcom większą możliwość partycypacji i udział np. w podziale środków na Budżet Obywatelski. Takie działania muszą być realne, a nie być jedynie spektaklem, jak to teraz ma miejsce.

Czyli ta fraza „miasto wolności i solidarności” stała się bardziej PR-owa niż realna?

Chcę, aby była realna. Uważam, że w tym jednym zdaniu jest sedno problemu. Gdańsk faktycznie postawił na inkluzywność i równość, jeśli chodzi o prawa mniejszości czy integrację ludzi z doświadczeniem migracji, ale nie jest to konsekwentna polityka. Brakuje sensownej polityki społecznej i realnego udziału mieszkańców w podejmowaniu decyzji. Sprawia to, że te dobre aspekty polityki miejskiej stają się mniej popularne i zyskują wrogów. Taka inkluzywność w oczach mieszkańca, który czuje się pominięty, może zostać niestety zrozumiana, jako element walki z nim. Chciałbym, aby taka polityka kojarzyła się ludziom z bezpieczeństwem, realnym wpływem, ale też z dostępnością mieszkań czy transportu.

Podczas kampanii rządzący powoływali się na statystyki, jakoby Gdańsk był najlepszym miejscem do życia w kraju. Zgadza się Pan z takim stwierdzeniem?

Znam te statystyki. Raz Gdańsk, raz Gdynia w konkurencji, kto jest bardziej szczęśliwy. Uważam, że to zależy. Jeżeli ma się dobrą pracę, mieszkanie oraz perspektywy na przyszłość, to równie dobrze można żyć na wsi na Żuławach, Kaszubach czy gdziekolwiek indziej. Natomiast, jeśli nie stać cię na mieszkanie, mimo ciężkiej pracy, to nie będziesz szczęśliwy. Nawet mieszkając w takim cudownym mieście jak Gdańsk, które jest absolutnie wyjątkowe, z nobilitującą historią i tożsamością. Jednak tego do garnka nie wrzucimy.

Skąd pomysł w ogóle na kandydowanie na urząd prezydenta?

Moi współpracownicy twierdzą, że to był naturalny wybór. Jest to związane przede wszystkim z tym, że mam za sobą dwie kadencje w radzie dzielnicy, kilkanaście lat pracy w samorządzie, w tym doświadczenie w pracy z funduszami unijnymi. Jestem samorządowcem zarówno z zawodu, jak i z pasji. Poza tym mam również doświadczenie w pracy społecznej, zwłaszcza z osobami w kryzysie biedy lub bezdomności. Znam miasto od tej mniej ciekawej strony. Nieskromnie mogę dodać, że doświadczenie w polityce też już zebrałem, bo to nie jest moja pierwsza kampania wyborcza.

[news:1528077]

Czemu nie idziecie do tych wyborów jako Partia Razem, tylko Społeczny Gdańsk?

Odpowiedź jest prosta, chodzi o kwestie formalne. Partia Razem oficjalnie startuje w Koalicyjnym Komitecie Wyborczym Lewicy. Tak jest w wyborach do sejmików, ale też w Warszawie, gdzie Magda Biejat ubiega się o urząd prezydenta. W Gdańsku jednak z wielu powodów taki komitet startować nie będzie. Nie mogliśmy zatem użyć tej nazwy. Nie ma jednak tego złego, bo formuła Społecznego Gdańska umożliwiła nam otwarcie się na inne środowiska. Na listach dzięki temu są działacze i działaczki spoza Razem. Mamy też w ten sposób przepiękny logotyp z falowcem.

Swój start jako komitet ogłosiliście wydaje się, jako ostatni. Czy daje wam to jakąś przewagę i świeżość w oczach wyborców? Czy wręcz przeciwnie i musicie gonić ze swoją kampanią?

Zastanawiałem się nad tym i uznałem, że chyba wolę nie dorabiać do tego teorii. Okoliczności były takie, że wcześniejsze ogłoszenie nie było możliwe ze względu na wszelkie procedury. Niemniej jednak uważam, że kampania powinna być krótka, konkretna i treściwa. Tak też będzie w naszym przypadku. Nie wydaje mi się, że banery, które w przypadku jednego z komitetów, wiszą już od miesiąca, bardziej zachęcały wyborców.

Planujecie wywieszać swoje banery?

Przyznaję się bez bicia, że tak, ponieważ jest to kwestia kosztów. To jest ogólnie ciekawa sprawa i jak to się ma do równych szans w wyborach. Mamy uchwałę krajobrazową i kodeks wyborczy, które w tym przypadku się ze sobą nie spotykają. Nie rozumiem, czemu w Gdyni i Sopocie można było ustawić tymczasowe tablice, na których komitety mogą przyklejać plakaty, dzięki czemu jest to bardziej uporządkowane. W Gdańsku czegoś takiego nie ma. Banery powinny być wieszane z głową, nie powinny wisieć np. na wiaduktach, gdzie potencjalnie mogą spaść komuś na przednią szybę samochodu.

W poprzedniej kampanii chciałem uniknąć banerów i wieszałem plakaty jedynie na słupy ogłoszeniowe, ale to też była droga przez mękę, ponieważ na tym rynku jest monopolista. Odpisanie na maila zajmuje im dwa tygodnie, a dodatkowo przewidują sobie za miejsce ogromne koszty. W każdym Budżecie Obywatelskim pojawia się postulat ogólnodostępnych słupów ogłoszeniowych, które mogłyby taki problem rozwiązać.

Co właściwie może wnieść Społeczny Gdańsk? Czym chcecie zachęcić do siebie mieszkańców?

Myślę, że konsekwencją. Chcemy pokazać ludziom, że miasto otwarte, to też miasto sprawiedliwe, w którym dobrze się żyje. Jedno drugiemu nie powinno zaprzeczać, a może wzajemnie się uzupełniać. Wierzymy, że miasto, w którym możesz czuć się dobrze bez względu na to, skąd pochodzisz, kim jesteś i kogo kochasz, to też miasto, które dba o to, abyś miał gdzie mieszkać, czym dojechać do pracy lub szkoły i żebyś jeszcze potem mógł kontynuować jakieś inne aktywności życiowe, czy to pójścia na trening, do kina czy na piwo.

W tym momencie, zwłaszcza dla osób mieszkających w południowych dzielnicach Gdańska, podróż do pracy czy szkoły potrafi zajmować całe dnie. Po powrocie do domu nie ma się wtedy siły na nic, a możliwości też nie ma żadnych, bo nie ma gdzie pójść.

Gdy rozmawialiśmy ostatnim razem przy okazji wyborów parlamentarnych, to powiedział Pan, że największą bolączką Gdańska jest mieszkalnictwo. Podtrzymuje Pan to?

Niestety przez te parę miesięcy nic się na lepsze nie zmieniło. Można mieć jednak nadzieję, że teraz po tym, jak zmieniła się władza centralna, samorząd nie będzie rywalizował z rządem, a będą ze sobą współpracować. Sprzyjałoby to pozyskiwaniu środków spoza gdańskiego budżetu. Pytanie, tylko na co będą one pozyskiwane. Ja bym bardzo chciał, aby Gdańsk w końcu zaczął wdrażać projekty związane z mieszkalnictwem, bo takie źródła finansowania zewnętrzne są, tylko trzeba usiąść i rozpisać projekty. To nie jest żadna fantazja, takie rzeczy się dzieją, czy to we Włocławku, czy w Sopocie.

[news:1486484]

Czy Gdańsk jest rajem dla deweloperów?

Na pewno lepiej żyje się deweloperom niż mieszkańcom. Mają oni rzeczywiście bardzo uprzywilejowaną pozycję i dyktują warunki. Aczkolwiek oni sami pewnie stwierdziliby, że są pokrzywdzeni, przecież oni tworzą mieszkania i budują miasto, a wylewa się na nich tylko wiadra pomyj. Miałem nawet ostatnio okazję spotkać się, jako radny dzielnicy, z deweloperem, który prowadzi kontrowersyjną inwestycję na terenie Przymorza Małego. Usłyszałem wtedy właśnie taką litanię narzekań, że mi ich tu tak źle traktujemy i oni czują się pokrzywdzeni.

Fakty są jednak takie, że oni mają kapitał i tak naprawdę oni decydują. Mam wrażenie, że władze samorządowe nie czują się zbyt mocne, aby stawiać im warunki. Poza tym środowiska biznesowe są też często powiązane z samorządami, nie tylko w Gdańsku. Zjawisko obrotowych drzwi między polityką a biznesem jest szeroko opisane na łamach wielu publikacji, zatem nie jest to nic odkrywczego, że takie coś występuje na wielu szczeblach, więc czemu w Gdańsku miałoby być inaczej.

Co może zrobić władza samorządowa, aby deweloperów uregulować?

Potrzebne jest konsekwentne planowanie miasta i obejmowanie kolejnych obszarów Gdańska planami zagospodarowania przestrzennego. Ważne też, aby wsłuchiwać się w głos mieszkańców i odpowiadać na ich potrzeby. Projekty powinny być również konsultowane z radami dzielnic. Nie może być tak, że jest planowana jakaś inwestycja, radni dowiadują się o tym od mieszkańców, którzy też odkryli to przypadkowo. Albo jeszcze gorzej, jak wszyscy się dowiadują po fakcie, jak już zrobiła się afera. Rada dzielnicy powinna mieć możliwość do każdego takiego projektu się odnieść. Opiniowanie inwestycji jest nawet zapisane w statuach rad, ale w praktyce dochodzi to do nich najczęściej pocztą pantoflową.

Śródmieście Gdańska się wyludnia. Według danych magistratu, liczba mieszkańców dzielnicy od 2004 roku wykruszyła się o 33 procent. Podobna sytuacja jest widoczna również m.in. w Gdyni. Skąd się to bierze i jak na to zaradzić?

Bierze się to paradoksalnie z atrakcyjności nieruchomości położonych w tej lokalizacji, ale też ze względów turystycznych, których przyciąga Śródmieście Gdańska czy Gdyni. Prywatni inwestorzy wykupują mieszkania, a nawet całe budynki. Następnie robią z nich de facto hotele czy hostele i wynajmują te lokale na najem krótkoterminowy. Często też stoją one po prostu puste, w celu nabrania wartości, aby można było je potem odsprzedać. Ma to czasami dość drastyczny charakter, mam na myśli dzikie eksmisje, które służą opróżnieniu atrakcyjnego mieszkania w jak najszybszy sposób. Jeśli jest zarobek, to prywatni właściciele potrafią być bezwzględni, a ustawa o ochronie praw lokatorów istnieje wtedy tylko teoretycznie.

Samorząd ma jednak często w takich sytuacjach związane ręce. Tutaj jest właśnie potrzeba współpracy z rządem, aby na poziomie ustawowym to uregulować. Takie mechanizmy, jak np. podatek katastralny byłyby wskazane. Jednak włodarze miast muszą się najpierw zacząć o to ubiegać u władzy centralnej.

Czy jest na to szansa? Pamiętając o wspominanym zjawisku obrotowych drzwi.

Myślę, że jest szansa, tylko obawiam się, że kryzys w międzyczasie się pogłębi. Rządzący muszą się w końcu zorientować, że taka polityka do niczego dobrego nie prowadzi. Jeżeli chcemy, aby Gdańsk był miastem konkurencyjnym i atrakcyjnym dla ludzi, to wynajem nieremontowanej klitki w starym bloku nie może pożerać jednej pensji, jak to często bywa. Muszą być zapewnione takie warunki, aby ludzie chcieli tu żyć, mieszkać i pracować. Inaczej miasto nie będzie się rozwijać. Możemy zbudować sobie masę biurowców, ale co z tego, jeśli będą stały puste.

Odchodząc od tematu mieszkalnictwa, Partia Razem brała udział w rozmowach przy tworzeniu komitetu Wspólna Droga, ale finalnie nie znalazła się w składzie koalicji. Skąd decyzja o wycofaniu się?

W skrócie doszliśmy do wniosku, że kampania wyborcza, którą chcemy przeprowadzić, jest możliwa tylko w takiej formule, do jakiej finalnie doszło.

Przedstawiciele Wspólnej Drogi wydawali się zaskoczeni waszą decyzją. Rzekomo powodem odejścia była obecność w koalicji Łukasza Hamadyka i jego ludzi. Czy to prawda?

Konsekwencja, spójność poglądów i sposób postrzegania miasta jest istotny. W takiej szerokiej koalicji, od lewicy po skrajną prawicę, nie widzieliśmy możliwości prowadzenia konsekwentnej kampanii. Niemiej jednak kolegom i koleżankom z Nowej Lewicy, życzę z całego serca powodzenia i mandatów w radzie miasta.

[news:1527467]

Czyli problemu z ewentualną współpracą w radzie nie będzie?

Oczywiście, że nie. Trzeba rozróżnić jednak dwie kwestie: czym innym jest właśnie współpraca w radzie na komisjach czy spotkaniach roboczych, a czym innym jest startowanie z jednej listy z ludźmi, którzy na wiele istotnych aspektów patrzą inaczej. Znam tę narrację, że dziura w chodniku nie ma barw politycznych, ale dajmy na to, że jest dziura w jezdni i obok dziura w chodniku. Którą z nich zajmiemy się najpierw, przy ograniczonych środkach, jest już decyzją polityczną.

Możliwa jest w Gdańsku zmiana prezydenta? Czy walka w tych wyborach toczy się raczej o miejsca w radzie miasta?

Jest możliwa. Gdy zawodnik jedzie na Igrzyska Olimpijskie, to po to, aby dostać złoty medal. Natomiast, jakie ma na to szanse, to już jest praca dziennikarzy, aby to ocenić.

To, w jaki wynik celuje Społeczny Gdańsk, a w jaki Pan osobiście?

Ja oczywiście celuję w wygranie wyborów na urząd Prezydenta Miasta Gdańska. Moje ugrupowania natomiast celuje naturalnie w większość mandatów w Radzie Miasta Gdańska.

[news:1537336]

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama