Jak przypomina holenderski De Telegraaf, dzieło Brueghela (młodszego) skradziono z Muzeum Narodowego w Gdańsku. Było to co najmniej 50 lat temu, ale być może wcześniej. Wiadomo jedynie, że w 1974 roku odkryto kradzież, gdy pracownik muzeum niechcący strącił obraz ze ściany i zorientował się, że ma do czynienia z bezczelnie wklejonym w ramę zdjęciem obrazu.
Dzieło wcześniej też miało trudną historię. W 1944 roku w jego posiadanie weszło Muzeum Miejskie w Gdańsku. Rok później Armia Czerwona wywiozła go do Rosji, podobnie jak m.in. “Sąd Ostateczny” Memlinga. Gdański Brueghel powrócił dwanaście lat później, już do polskiego Muzeum Narodowego w Gdańsku - ale nie pobył w nim długo.
Spalili świadka?
Od 1974 roku peerelowska Milicja Obywatelska prowadziła śledztwo w sprawie kradzieży obrazu Breughla i rysunku van Dycka, którego też zamiast oryginału złodzieje podłożyli zdjęcie dzieła. Mieli nawet świadka, celnika Romualda Wernera, który wyznał, że "Kobieta niosąca żar" została przemycona przez złodziei za granicę drogą morską, przez port w Gdyni.
Na krótko przed przesłuchaniem, Romuald Werner został podpalony na jednym z gdańskich cmentarzy. Ludzie usłyszeli krzyki płonącego człowieka, próbowano go uratować, ale zmarł wskutek odniesionych oparzeń.
Sprawę kradzieży przejęła wówczas komunistyczna Służba Bezpieczeństwa, która ostatecznie umorzyła śledztwo. Są podejrzenia, że funkcjonariusze SB byli zamieszani w zniknięcie obu dzieł sztuki.
W 2008 roku śledztwo wznowione zostało przez tzw. Archiwum X polskiej policji, ale i ono zakończyło się fiaskiem.
Komentarze (0)